Prototyp urządzenia, znajdujący się w Chile, zarejestrował w marcu najjaśniejszy rozbłysk gamma, jaki kiedykolwiek zaobserwował człowiek. Jego źródłem była najprawdopodobniej gwiazda oddalona od nas o 7 mld lat świetlnych. W zeszłym tygodniu w "Nature", jednym z najważniejszych pism naukowych świata, ukazał się artykuł na ten temat, którego autorami było dziesięciu Polaków. Jeden z nich, dr Lech Mankiewicz, opowiada DZIENNIKOWI o rozbłyskach gamma oraz o projekcie "Pi of the Sky".

Reklama

KATARZYNA TEKIEŃ: Czy rozbłysk gamma można zobaczyć gołym okiem?
LECH MANKIEWICZ*: Szacuje się, że takie zjawiska jak rozbłyski gamma zdarzają się nawet kilka razy dziennie. Najczęściej jednak są słabe i krótkie, dlatego ludzkie oko nie jest w stanie ich wychwycić. Nawet specjalistyczny sprzęt jest zawodny. My mieliśmy szczęście i to z dwóch powodów. Po pierwsze nasz prototypowy detektor optyczny promieni gamma skierowany był akurat na ten kawałek nieba, gdzie rozbłysk był widoczny. Po drugie okazał się on najsilniejszym rozbłyskiem, jaki kiedykolwiek zaobserwował człowiek. Był on tak silny, że przez około 30 sekund dało się go zobaczyć również gołym okiem.

Skąd takie rozbłyski biorą się w kosmosie?
Wszystko wskazuje na to, że źródłem długich rozbłysków jest wybuch supernowej - czyli zapadanie grawitacyjne masywnej gwiazdy do gwiazdy neutronowej, a następnie do czarnej dziury. W kilku przypadkach udało się zaobserwować, że te dwa zjawiska - rozbłysk gamma i wybuch supernowej - występowały w tym samym miejscu i czasie. Znacznie mniej wiemy o krótkich błyskach trwających ułamki sekundy. Podejrzewamy, że powstają one w wyniku zderzenia się dwóch gwiazd neutronowych.

Czy dzięki detektorowi uda się ostatecznie wyjaśnić, skąd pochodzą rozbłyski gamma?
Na pewno do takiego wyjaśnienia się przybliżymy. Jeśli nadal będziemy prowadzili obserwacje, z pewnością uda się zauważyć więcej takich zjawisk, co pomogłoby określić ich pochodzenie i mechanizm.

Na razie wykorzystujecie prototyp detektora rozbłysków gamma o nazwie "Pi of the Sky". Jak on wygląda?
To niewielka skrzynka z dwiema kamerami CCD wyposażonymi w obiektywy fotograficzne skierowane w niebo. Ostateczna wersja aparatury, która będzie obserwować całe niebo, składa się z dwóch baterii takich kamer, z których każda wyposażona zostanie w dwanaście obiektywów. Dlaczego z dwóch? Naszą planetę bombarduje promieniowanie kosmiczne i ono zostawia na elemencie światłoczułym obiektywu taki sam ślad jak rozbłysk optyczny stowarzyszony z rozbłyskiem gamma - jasną kropkę. Konieczne jest zatem, aby dwa obiektywy obserwowały ten sam odcinek nieba równocześnie, bo wtedy prawdziwy rozbłysk gamma pozostawi ślady na każdym z nich.

Ile kosztowało skonstruowanie detektora?
Wykonanie i obsługa detektora są stosunkowo niedrogie. Jednak mimo niezbyt wysokich kosztów jest to wyrafinowane technologicznie urządzenie. "Pi of the Sky" to robot, który działa sam i sam się kontroluje. Dodaliśmy mu nawet elementy sztucznej inteligencji, dzięki którym potrafi sam się naprawić. Co jest istotne, "Pi of the Sky" został zaprojektowany i zbudowany całkowicie przez Polaków dzięki know-how i wiedzy naszych uczonych oraz inżynierów.

Kiedy ostateczna wersja detektora zacznie działać?
Mamy nadzieję, że uda nam się uruchomić "Pi of the Sky" w przyszłym roku. Zostanie zainstalowana gdzieś w Europie, ale jeszcze nie zdecydowaliśmy o jej konkretnej lokalizacji.

*Lech Mankiewicz, dyrektor Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, jeden z autorów pracy opublikowanej w "Nature"