Granicą redukcji nuklearnych arsenałów jest pułap co najmniej dziesięciokrotnej przewagi USA i Rosji nad potencjałem atomowym pozostałych państw. Poza tym wielkości rosyjskich i amerykańskich arsenałów są uzależnione od siebie nawzajem, a także od broni konwencjonalnej. Im większy nienuklearny potencjał Waszyngtonu, tym bardziej Moskwa musi go kompensować bronią jądrową

Reklama

Po drugie na proces redukcji broni atomowej niekorzystnie wpływa instalacja amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. Porozumienia nuklearne, poczynając od lat 70., bazują na proporcjonalności ofensywnej broni jądrowej do obronnej. Współczesne doktryny nuklearne budowane są w myśl zasady "niszczącego kontruderzenia". A więc w Rosji powinno być tyle broni jądrowej, żeby w razie hipotetycznego ataku Waszyngtonu jej 10 proc. mogło zniszczyć 90 proc. zasobów amerykańskich. Ale Amerykanie mają inną wizję. Uważają, że zagrożenie z zewnątrz narasta, i dążą do rozbudowania elementów obronnych. Oczywiście nie można ignorować zagrożeń ze strony Iranu czy Korei Północnej i USA powinny mieć prawo do tworzenia systemu ochraniającego. Ale Rosja przełknie amerykańską tarczę tylko pod warunkiem, że będzie to wspólna inicjatywa Moskwy, Waszyngtonu i Brukseli.

Po trzecie dla Rosji Stany Zjednoczone są tym, czym dla nich jest Iran. Na naszych oczach wspierały zbrodniarza Saakaszwilego, okrążają rosyjskie terytorium swoimi bazami wojskowymi, nie dotrzymali obietnicy danej Gorbaczowowi, że NATO nie będzie się rozszerzało na wschód. Bezpieczeństwo określane jest nie zamiarami, lecz możliwościami. USA, jako państwo o większych możliwościach, stanowią większe od Rosji niebezpieczeństwo. Są też dla nas potencjalnym zagrożeniem. I dopóki tak będzie, całkowita redukcja broni jądrowej pozostanie tylko idealistyczną wizją amerykańskiego prezydenta.

Siergiej Markow, politolog, deputowany rządzącej partii Jedna Rosja