Narzekamy w "DGP", że kandydaci na prezydenta unikają merytorycznej debaty. Bo to prawda. Nie unikają jej tylko ci, na których wygranej bukmacherzy ponieśliby druzgocące straty. A co z tymi, których szanse są realne?
Jarosław Kaczyński pisał program jesienią 2009 r. W wielu punktach różnił się on od tego, z którym PiS rządziło, a potem szło do wyborów w 2007 r. Na pierwszą wzmiankę o jego prezydenckim programie wyborczym jeszcze czekamy. Tyle że kandydowanie Jarosława Kaczyńskiego mocno zaskoczyło. Za tydzień, najdalej dwa także on nie ucieknie od pytań o program.
Gruba lektura
Bronisława Komorowskiego kandydowanie zaskoczyć nie mogło. Miał przecież już za sobą prawybory i jedną wyborczą debatę z Radosławem Sikorskim. Pytań o konkrety gospodarcze tam zabrakło. Ale marszałek musiał być na nie przygotowany. Podobnie jak w trakcie sobotniego wideoczatu z Moskwy. Tym razem takie pytanie padło. Nie o konkret - o to, czy kandydat PO w ogóle ma jakiś program. Okazało się, że owszem, ma. Więcej - sam go współtworzył. Program Komorowskiego to ten sam, z którym Platforma w 2007 r. szła do wyborów. Ten dokument to 90 stron lektury: propozycji, obietnic, opowieści o gospodarczym cudzie, na który Polskę miało być stać. Fakt, przyszedł ekonomiczny kryzys i dotknął w pewien sposób także Polskę. Nie ma więc dzisiaj sensu zarzucać Platformie, że nie wprowadziła podatku liniowego czy kotwicy budżetowej. Nie ma też sensu czynić zarzutu, że nie zrewolucjonizowała służby zdrowia. W końcu to prezydent Lech Kaczyński i SLD w Sejmie postawili w tej sprawie twarde weto.
Co lepiej przemilczeć
Ale nie sposób nie dostrzec w programie, także dzisiaj rekomendowanym przez Komorowskiego, punktów, których braku realizacji wytłumaczyć się nie da ani kryzysem, ani wetem, ani nawet niechętnym koalicjantem. Przykład pierwszy z brzegu: prywatyzacja. Fakt, że PO obiecywała jej dokończenie. I tę obietnicę realizuje. Ale zobowiązała się też (str. 23 programu), że oddzieli ją od planowania budżetowego. Że przychody ze sprzedaży spółek przeznaczy na "istotne dla obywateli cele, np. zwiększenie wpływów na Fundusz Rezerwy Demograficznej". A jak jest? Bez co najmniej 25 mld zł z prywatyzacji tegoroczny budżet może się zawalić. I to pomimo że wchłonął już ponad 7 mld zbieranych przez lata na fundusz, który Platforma deklarowała wzmacniać. Odłożoną na półkę reprywatyzację, która jest "nie tylko moralnym obowiązkiem" (str. 24), lepiej w ogóle przemilczeć.
Wrzucę, jeśli przeczytacie
- Jeśli mi państwo obiecacie, że przeczytacie ten program dokładnie i namówicie kilkunastu znajomych do tego samego, obiecuję, że mimo natłoku obowiązków starannie go uporządkuję i wrzucę na tworzoną właśnie stronę internetową - zapowiedział w sobotę Komorowski. Dobrze, by sztab doradził mu przy okazji pewne korekty. Także w części dotyczącej polityki zagranicznej. Dziś stwierdzenie, że politykę wobec Moskwy trzeba prowadzić "dostrzegając w rosyjskiej polityce wobec Polski nieprzyjazne akcenty oraz nieprzezwyciężone kompleksy", może nie wytrzymać wyborczej próby. I kolejna kiepska wiadomość dla Komorowskiego - w programie Jarosława Kaczyńskiego z 2009 r. tak ostrych słów o Rosji nie ma. Jest więc co starannie porządkować.
Program Komorowskiego to ten sam, z którym Platforma w 2007 r. szła do wyborów. W programie nie sposób dostrzec punktów, których braku realizacji wytłumaczyć się nie da ani kryzysem, ani wetem, ani niechętnym koalicjantem. Przykład: przychody z prywatyzacji miały iść na "istotne dla obywateli cele".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama