Platforma Obywatelska musi wystrzegać się pokusy triumfalizmu czy odwetu. Dzisiaj elektorat PiS żyje w ciężkiej traumie i poczuciu, że wraca "Rywinland". Tych nastrojów nie wolno lekceważyć, a tym bardziej dostarczać im jakiejkolwiek pożywki. Wyborcy PiS muszą zobaczyć, że nie ma ani restauracji III RP (a raczej jej patologii), ani rekonkwisty, zawłaszczania państwa przez kolejną nomenklaturę partyjną, usuwania ze stanowisk ludzi kompetentnych, których jedyną "winą" jest związek z Prawem i Sprawiedliwością.

Reklama

Szczególnie fatalnym błędem byłoby uleganie fałszywej tezie, że niedawne wybory to triumf zamożnej, wykształconej i wielkomiejskiej części społeczeństwa nad - użyjmy tego niefortunnego skrótu - "moherami". Nieprawda. Bardziej szczegółowa analiza wyników pokazuje, że równie ważna była mobilizacja młodego elektoratu wielkomiejskiego, jak radykalny wzrost poparcia dla PO w Polsce gminno-powiatowej. Jarosław Flis zauważył przenikliwie, że zamysł premiera Jarosława Kaczyńskiego, by wygrać wybory dzięki przeciwstawieniu "Polski B" elitom, spalił na panewce za sprawą nie tyle mobilizacji elit, ile mobilizacji przeciwników takiego podziału.

Platforma Obywatelska ma dzisiaj niepowtarzalną szansę stać się partią ogólnonarodową, czyli zakorzenioną we wszystkich grupach elektoratu. Aby to się powiodło, rząd Donalda Tuska musi opracować "polską drogę modernizacji", która połączy wolny rynek i otwartość na Europę z przywiązaniem do tradycji, do silnej religijności i do wartości narodowych. Nie może to być rząd pięknych, młodych i bogatych.

W programie Platformy muszą odnaleźć miejsce dla siebie także ci, którzy od osiemnastu lat tkwią w poczuciu odtrącenia, marginalizacji i rozgoryczenia. Krok po kroku trzeba ich przekonywać, że to biedni potrzebują wolnego rynku, miejsca na uczciwą konkurencję, bonu oświatowego, ograniczenia wszechwładzy i samowoli urzędów, transparentnych procedur czy uczciwych konkursów. Bogaci poradzą sobie bez tego. Za to biedni w takiej Polsce, jaką budowano przez ostatnie dwa lata, pozostaliby na marginesie. Powtórzę więc raz jeszcze: w Polsce nie ma miejsca na odwet i triumfalizm.

Reklama

Jest tylko jedna sfera spraw, w których niezbędne wydają się działania natychmiastowe i radykalne. Mam tu na myśli przeciwstawienie się dalszym próbom wykorzystywania tajnych służb i ich archiwów do walki z oponentami politycznymi. Odchodzący rząd, wspierany przez prezydenta, podrzucił PO kukułcze jaja: przeniesienie akt komisji weryfikacyjnej do spraw WSI do kancelarii prezydenckiej czy kolejną część "raportu" ministra Macierewicza. W tych sprawach rząd musi reagować, ale niezwykle ważne jest, by Polacy nie odnieśli wrażenia, że znowu wszystko kręci się wokół "teczek", rozliczeń, przepychanek wokół tajnych służb itp.

Równie spokojnie należy prowadzić działania związane z CBA. Błędem byłoby podejmowanie decyzji personalnych przed zakończeniem audytu zapowiedzianego przez ministra Grasia. Znakomity jest natomiast pomysł, by CBA włączyć do szerszej instytucji zwalczającej plagę korupcji przede wszystkim przez monitorowanie prawa, usuwanie wszelkich przepisów korupcjogennych i kampanie edukacyjne.

Nie da się też uniknąć powrotu do lustracji. Wymuszą to kolejne publikacje IPN. Dlatego warto pomyśleć nad stworzeniem zespołu posłów z wszystkich klubów, którzy z dala od zgiełku medialnego i bez pośpiechu przygotowaliby rozsądną nowelizację ustawy. Ale nie łudźmy się: klimat moralnego nacisku ze strony opinii publicznej na rozliczenie epoki komunizmu minął. Ta sprawa zeszła na plan nawet nie drugi, ale czwarty czy piąty.

Reklama

O potrzebie prowadzenia przez rząd Tuska nowej polityki historycznej niedawno na tych łamach pisałem. Przypomnę więc tylko, że nowość ma polegać, z jednej strony, na profesjonalizacji działań zarówno dyplomatycznych, jak i promocji Polski za granicą, z drugiej zaś - na przypominaniu Europejczykom o wadze dziedzictwa "Solidarności" oraz popularyzacji osoby i nauczania moralnego Jana Pawła II.

Najważniejsza jest jednak reforma ustrojowo-instytucjonalna. Wymaga ona szerokiego porozumienia. Wielu jej elementów nie da się przeprowadzić bez poparcia ze strony PiS. Jeśli wzorem do naśladowania ma być dla nas Irlandia, to trzeba pamiętać, że warunkiem irlandzkiego "cudu" było zawieszenie "zimnej wojny domowej" przez dwie partie centroprawicowe, które - podobnie jak w dzisiejszej Polsce - zdominowały scenę polityczną.

Wiem, że nie będzie to łatwe, bo strategia obrony przez Jarosława Kaczyńskiego polega na celowym eskalowaniu konfliktów. Byłoby błędem ze strony Platformy Obywatelskiej, gdyby dała się w to wciągnąć. Z czasem zaś może się okazać, że sam elektorat Prawa i Sprawiedliwości wymusi na swoich liderach inny styl działania.