Bo w tej tzw. seksaferze nie tylko seks i nie tylko molestowanie oburza. Najważniejsze jest to, co wyziera spod spodu: zbudowana przemyślnie quasi-mafijna struktura, perfekcyjnie wykorzystująca publiczne pieniądze, samorządowe i sejmowe stanowiska, możliwość decydowania o obsadzie stanowisk. Bo przecież niejedna Aneta Krawczyk była tak wykorzystywana i nie ona jedna dawała się wykorzystywać. Raz były to "korzyści seksualne", innym razem pieniądze. Prymitywny, wulgarny, ale skuteczny system wyciskania z polityki tyle zysków i przyjemności, ile się da. Bez żadnych hamulców.

Reklama

Bo to Andrzej Lepper podjął decyzję o powierzeniu Łyżwińskiemu, znanemu w partii z wulgarnego stosunku do kobiet, opieki nad partyjną młodzieżówką. I była to jedna z najbardziej haniebnych decyzji tego polityka, jaką można sobie wyobrazić.

Im bardziej jednak Andrzej Lepper szedł w górę, tym mniej rzeczy uważał za niegodziwe. Z czasem sam siebie zaczął zaliczać do nadludzi, których nie obowiązują żadne prawo i żadne zasady. Którym wszystko wolno. Porzucał starych kompanów, czasem naiwnych, a czasem po prostu mniej cwanych od niego. Od nowych kandydatów na działaczy już na wstępie żądał przysług i korzyści. Porzucił pozory.

Ale nie dlatego przegrał. Bo świat, w którym się obracał, akceptował jego reguły. Nikt z kręgu władzy w Samoobronie nigdy nie zdradził, nigdy nie opowiedział prawdy, dopóki sam nie wypadł.

Niestety, ale tak było i to jest w całej tej historii najsmutniejsze. Ci sami ludzie, którzy przychodzili do niego, bo mieli wielkie poczucie krzywdy, zadziwiająco łatwo włączali się w system lepperowskiego bezprawia. Znajdowali się nieco wyżej na drabinie społecznej i to im wystarczało za usprawiedliwienie. Dlatego nie wierzę, gdy dziś mówią: Lepper zły, lepperowcy w porządku. Tam nic nie było w porządku.