BOGUMIŁ ŁOZIŃSKI: Obchodzimy trzecią rocznicę śmierci Jana Pawła II, to dobra okazja, aby porozmawiać o wpływie jego nauczania na nasze życie publiczne. Czy pamięta pan jakieś tezy z przemówienia papieża do polskich parlamentarzystów w Sejmie w 1999 r.?
BRONISŁAW KOMOROWSKI: Wielkie wrażenie zrobiło na mnie podziękowanie papieża Panu Bogu za wolność i demokratyczne przemiany zachodzące w Polsce. Niezwykle ważne były słowa Ojca Świętego dotyczące Unii Europejskiej i zapewnienie, że integracja Polski ze wspólnotą europejską od początku była wspierana przez Stolicę Apostolską. To był bardzo istotny głos w konkretnym kontekście politycznym, który wsparł nasze wysiłki na rzecz przystąpienia do struktur unijnych. Na pewno odbierał on argumenty eurosceptykom. Pamiętam też papieski apel, aby w życiu publicznym kierować się dobrem wspólnym i oprzeć politykę o wartości.
Wielu polityków deklaruje, że Jan Paweł II jest dla nich autorytetem. Czy jednak w swej działalności korzystają z nauczania Jana Pawła II, czy może jednak ten papieski apel był tylko głosem wołającego na puszczy?
Politycy korzystają z nauczania Jana Pawła II w takim samym stopniu jak inne grupy, np. dziennikarze, prawnicy czy lekarze. Tego nie da się wprost udowodnić, ale jeśli ktoś głęboko przeżywa słowa Jana Pawła II, ma do papieża indywidualny stosunek, to na pewno przekłada się to na jego działalność publiczną. Można wprost udowodnić wpływ nauczania naszego papieża na wiele środowisk politycznych w kwestii integracji Polski z Unią. Także świadomość tego, że polityk nie może zapominać o ludziach słabych i potrzebujących kosztem bogatych wywodzę właśnie z nauczania Jana Pawła II.
Czy przez polski parlament zostały przyjęte jakieś konkretne rozwiązania prawne, które zawierałyby jakieś elementy przesłania Jana Pawła II – albo były nim inspirowane?
Byłoby to nadużycie, bo Ojciec Święty nauczał jako głowa Kościoła, a nie jako polityk wskazujący konkretne rozwiązania. Według mnie poza jednym przypadkiem związanym z Unią Europejską, Ojciec Święty nie wypowiadał się na temat konkretnych rozwiązań. Ubolewam, że niektórzy nasi politycy wykorzystywali Jana Pawła II do rozgrywek politycznych. Na szczęście nie ma ich już w parlamencie.
Jednak w 2004 roku nasz Sejm przyjął uchwałę ustanawiającą Narodowy Dzień Życia właśnie z inspiracji Jana Pawła II.
To są takie poselskie akty strzeliste. Takich inicjatyw jest więcej, np. przeżywanie wspólnie z Litwinami tradycji Konstytucji 3 maja, o której z dumą wspominał w Sejmie Ojciec Święty. Ja jednak byłbym bardzo ostrożny w udowadnianiu, że ktoś w praktyce politycznej realizuje – albo nie – wskazania Jana Pawła II, bo uważam, że papież nie dawał wskazówek politycznych. Każdy po swojemu rozumie i przeżywa te nauki.
We wspomnianym przemówieniu w polskim parlamencie Jan Paweł II definiował politykę jako troskę o dobro wspólne, a nie szukanie własnych czy grupowych korzyści. Czy nasi parlamentarzyści realizują politykę w rozumieniu papieża?
Przestrzegałbym przed prostą próbą przeniesienia działania na rzecz dobra jakiegoś konkretnego środowiska jako swoistego zakazu działania na rzecz dobra własnego. Chodzi o zachowanie proporcji, aby zabiegi o interes grupowy nie były w kolizji z interesem całego społeczeństwa czy narodu. Jeśli chodzi o realizację dobra wspólnego polscy politycy nie są gorsi niż w innych krajach. Nie zawsze interes grupy zawodowej, religijnej czy nawet politycznej jest sprzeczny z dobrem wspólnym, ale też nie zawsze jest z nim w zgodzie.
W marcu polscy biskupi zaapelowali, aby w imię troski o dobro wspólne politycy wyjęli ze sporów politycznych takie dziedziny jak: służba zdrowia, system emerytalny, edukacja oraz wymiar sprawiedliwości i przeprowadzili w nich niezbędne reformy. Zrobiłem sondę wśród szefów klubów ugrupowań parlamentarnych, czy są skłonni podjąć apel biskupów i nie udało mi się zebrać większości, nawet na poziomie deklaracji.
Rolą biskupów jest apelowanie o dobro wspólne, jednak w praktyce okazuje się to trudno definiowalne. W wielu kwestiach biskupi mają rozbieżne opinie i oczekiwania, więc nie powinniśmy się dziwić, że z takim trudem przychodzi to politykom, którzy z natury wyrażają poglądy części społeczeństwa, bo ta na nich głosuje, a nie całość.
Można by przecież wskazać inne dziedziny, które powinny być wyjęte z bieżących sporów, np. polityka finansowa, kulturalna czy ekologiczna. Wszystko można próbować wyłączyć ze sporów, tylko pozostanie kłopot z tym, że ludzie mają różne poglądy i interesy. Apele biskupów są szczytne, ale mało realne. W praktyce demokratycznego państwa spór polityczny jest rzeczą normalną, problem zaczyna się wtedy, gdy przyjmuje on charakter walki jednych przeciwko drugim w oderwaniu od jego istoty.
Z tego, co pan mówi, wynika, że w polityce nie da się osiągnąć dobra wspólnego.
Każdy ma prawo dążyć do dobra wspólnego i je definiować tak jak je rozumie. Ja jednak nie podejmuję się powiedzieć, że to ja, moje ugrupowanie wie najlepiej i ma monopol na decydowanie o tym, co jest, a co nie jest dobrem wspólnym. To możemy określić na drodze pewnego dyskursu, ale ono nie jest raz na zawsze zdefiniowane. To tak jak polska racja stanu.
Jan Paweł II upominał się o etykę w polityce, a w 1995 r. w Skoczowie wołał do ludzi sumienia, aby polskim życiem publicznym kierowali ludzie o najwyższych standardach moralnych. Biorąc pod uwagę liczbę afer z udziałem polityków w ostatnich latach, mamy chyba w tej sferze poważny problem.
Politykę tworzą ludzie, ludzie też wybierają polityków. To jest pytanie o stan moralny polskiego społeczeństwa. Tej oceny nie można zawęzić tylko do polityków. Rzeczywiście był taki okres, gdy do parlamentu byli wybierani ludzie głoszący populistyczne hasła, często o bardzo radykalnych poglądach. Używali przy tym języka nienawiści i często mieli problemy z prawem. To na szczęście minęło, choć niewykluczone, że może się powtórzyć. Zgodzę się, że jakość etyczna polskiej polityki nie jest najlepsza, ale na pewno się poprawiła. Środowisk siejących nienawiść w tej chwili w polskim parlamencie nie ma. Zniknęły też hasła rewolucji moralnej, bo moim zdaniem rewolucja moralna zakończyła swój żywot w hotelowym pokoju pani Beger.
Czyli poziom etyczny naszych polityków nie jest problemem?
Nie większym niż w innych grupach zawodowych czy w innych krajach. Nie bijemy się jak w Parlamencie Korei, nie strzelamy do siebie jak posłowie w Hiszpanii. Co oczywiście nie znaczy, że nie ma zjawisk negatywnych, np. używania zbyt ostrych sformułowań czy języka nienawiści.
Jan Paweł II stawiał politykom jednak dużo większe wymagania. Czy rządzą nami ludzie sumienia?
Jestem jednym z rządzących, więc nie wypada mi wydawać ocen. Jednak powiem, że podzielam w stu procentach punkt widzenia Jana Pawła II, że mamy za co dziękować Opatrzności Bożej, także za jakość Polski, którą udało sie nam wyrwać z niewoli ku demokracji. Oczywiście musimy stale robić wszystko, aby jak najlepiej tę wolność zagospodarować. Temu m.in. ma służyć ustawowy zakaz zasiadania w parlamencie ludzi z przeszłością kryminalną. Odpowiedni projekt jest już w lasce marszałkowskiej.
Co z nauczania Jana Pawła II jest szczególnie ważne dla Polski dziś? Z czego powinni skorzystać politycy?
Musimy mieć większą odwagę w myśleniu o fundamentach wartości w sferze polityki. Nie chodzi o tanią egzaltację czy podtekst czysto polityczny, ale o świadome i głębokie przyznawanie się do świata wartości chrześcijańskich.