Agnieszka Sopińska: Lubi pan Radio Maryja?

Tadeusz Cymański*: Bardziej mi odpowiada słowo szanuję. Z pewną pasją bronię tego radia, bo uważam, że w mediach potrzebny jest pluralizm. Jestem wściekły, kiedy jedni mogą coś robić, a drugim odbiera się do tego prawo. W debacie publicznej muszą pojawiać się różne głosy. I to radio - na tle wszystkich innych mediów - ma swoje znaczące miejsce. Choć dominują inne.

Reklama

Pan ostatnio powiedział, że dominują media postkomunistyczno-liberalne.

W dużym stopniu tak jest. Choć może słowo "postkomunistyczne" nie jest najlepsze.

To pan go użył w telewizji Trwam.

Reklama

Owszem. To język zrozumiały dla słuchaczy telewizji Trwam. Podobnie jak słowo "liberał", które jest pejoratywne. Można je rozumieć jako określenie dla kogoś, kto jest za bogatymi, skąpi grosza dla biednych. Dla mnie epidemia takiego myślenia liberalnego jest infekcją, sepsą, której ogniska dostrzegam w różnych miejscach.

W mediach też?

Reklama

Tak.

I to one zagrażają Radiu Maryja?

Może nie zagrażają, ale mają olbrzymi wpływ na kształtowanie opinii publicznej, a w konsekwencji na werdykty wyborcze.

Radio Maryja nie ma takiego wpływu?

Też ma. I dlatego ma prawo istnieć.

Nikt nie odbiera tej stacji prawa do istnienia.

Ale atak jest bezwzględny.

Nawet Lech Wałęsa przyznaje, że ta rozgłośnia w 95 procentach jest dobra, problemem jest pozostałe 5 procent.

Nie chcę niczego lukrować. Jestem wyważonym zwolennikiem i obrońcą tego radia, choć nie jestem jego pieszczochem. Przez ostatnie trzy lata nie byłem tam ani razu.

Ostatnio się zdarzyło.

Może to mieć związek z tym, że głosowałem w Sejmie przeciwko ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Ale chcę powiedzieć jedną rzecz: bronię Radia Maryja, ponieważ jest ono poddawane bezpardonowej krytyce, i to przez bardzo prominentnych polityków. Proszę mi powiedzieć, czy jakieś inne medium coś takiego spotkało?

Owszem. Jarosław Kaczyński zganił dziennikarza RMF FM za to, że zadaje niewłaściwe pytania, bo pracuje dla niemieckiej rozgłośni.

Wiem, że to robi karierę. Ale nie można kłaść na jednej wadze epitetów, jakie padają pod adresem Radia Maryja, i tamtej wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego. Uważam jednak, że skala ataku na Radio Maryja przekracza granicę.

Krytykowane jest nie tyle radio, ile bardziej jej dyrektor, który sam używa dość mocnych słów.

Ale najwięksi wrogowie dyrektora ojca Tadeusza Rydzyka dobrze wiedzą, że bez niego to radio i telewizja nie istniałyby. Nie ma drugiego takiego medium, które byłoby pod tak wielkim wpływem jednej osoby.

Pana to zachwyca czy martwi?

Nie używałbym słowa "zachwyt", bo to oznaczałoby, że jestem bezkrytyczny. Tak nie jest. Nieraz, gdy ojcu Rydzykowi zdarzy się powiedzieć coś kontrowersyjnego, potem jest pewien problem. Tak było na przykład, gdy powiedział o prezydentowej - czarownica. Ile myśmy musieli się gimnastykować i kombinować, gdy dziennikarze pytali o komentarz! Ale on jest człowiekiem pełnokrwistym. I takie mocne słowa mogą się zdarzyć każdemu.

Kapłanowi to uchodzi?

Zawsze mniej wypada kapłanowi, mniej wypada prezydentowi czy posłowi. Emocje nie mogą usprawiedliwiać słów i zdań, które nie powinny paść. Choć trzeba przyznać, że prowadzona jest akcja propagandowa przeciwko Radiu Maryja. Stawia się znak równości między tą rozgłośnią, PiS-em i eurosceptykami. Przedstawia się nas jak żołnierzy ojca Rydzyka. Nadużyciem jest twierdzenie, że wśród posłów PiS, którzy nie poparli ratyfikacji traktatu, dominują ludzie związani ze środowiskiem Radia Maryja.

Anna Sobecka, Zbigniew Girzyński czy Antoni Macierewicz są przecież związani z tą rozgłośnią.

Nie zaprzeczam faktom. Ale manipulacją jest twierdzenie, że wszyscy którzy nie poparli ratyfikacji, związani są z Radiem Maryja.

Grupa radiomaryjna jest swoistą piątą kolumną w klubie PiS?

Absolutnie! To za mocne słowo. Trzeba jednak patrzeć na doświadczenia ostatnich lat. To one pokazują, jak kruche są królestwa. Pewność siebie gubi. Pamiętamy lekcję AWS czy SLD. Myśmy co prawda w ostatnich wyborach pokonali swój rekord życiowy, ale przegraliśmy te zawody. Nie wiadomo, co będzie teraz. To, co jest siłą, może okazać się słabością. Wielonurtowość może doprowadzić do rozpadu. Ale nie sądzę, by ruchy o poglądach skrajnych miały dziś rację bytu.