W Polsce tak nie jest. Mamy "chłopców od Kamińskiego" płacących za bezkompromisowość (to jedna wersja). I mamy złowrogie nieomal gestapo, któremu Tusk niesłusznie odpuścił, ale którego cząstęczkę zbrodni ujawniła dzielna pani minister (wersja alternatywna). Właściwie po co czytać?

Reklama

Pitera zebrała wpadki i zaniedbania tej instytucji - od podobno lekkomyślnego traktowania niejawnych dokumentów, w czasach, gdy CBA się tworzyło, poprzez bałagan prawny, po uchybienia w wynajmie lokali. Realne? Pewnie tak. Czy to materia dla polityka tej rangi co premier, bo to jemu przekazano raport, a nie dla rutynowej kontroli? Zapewne podobne potknięcia zdarzają się i innym służbom, tyle w tekście tej rangi ich nie znajdziemy. Szef ABW Bondaryk zaraz na początku przyznał swoim zastępcom hojne nagrody. Dobrze? Niedobrze? Powołajmy w tej sprawie komisję śledczą.

Na tym tle wyróżnia się najobszerniej opisana sprawa poseł PO Beaty Sawickiej. I tu problem istnieje, ta korupcyjna historia została wykorzystana w kampanii wyborczej, a zrobił to szef CBA będący niegdyś posłem PiS. Rzecz w tym, że twierdzenie, jakoby koordynowano tę akcję z rytmem wyborczych działań PiS, pozostaje hipotezą. Wiarygodną, ale procesowo niedowiedzioną. Gdyby można było jej dowieść, Tusk pozbyłby się Kamińskiego.

W teorii, gdyby minister Pitera była osobą mniej politycznie emocjonalną, takie przyjrzenie się jednej ze służb specjalnych mogłoby dać asumpt do zmian systemowych. Ale wiemy, że nie o to tu chodzi. Chodziło o uderzenie w służbę „nie naszą”. Uderzenie, które zmieniło się w klaps. Jutro znajdą się kolejne tematy do ekscytacji. Państwo polskie nie stanie się od nich lepsze.