Do przeszłości należą czasy, kiedy postkomuniści mogli służyć przykładem innym ugrupowaniom, jak trzymać spójność mimo wewnętrznych kłótni i podziałów. Awanturnictwo i niezgoda w polskiej polityce całkiem już opanowało także SLD. Konflikt między zadziornym przewodniczącym Napieralskim a znacznie bardziej doświadczonym i nieco starszym kolegą Olejniczakiem, wciąż przewodniczącym Klubu Parlamentarnego SLD, przyjął w tej chwili przynajmniej wyraźną postać merytoryczną. Mam wrażenie, że strategia Napieralskiego jest prosta i bliźniaczo podobna do PiSu: walić zawsze w PO, krytykować, nie zgadzać się i negować rząd jak się tylko da. I w zasadzie bez względu na jakiekolwiek względy merytoryczne. Tymczasem Olejniczak inaczej strategię definiuje, raczej dążąc do tego, by zachowując różne buńczuczne („lewicowe”) hasła, zarazem dogadywać się z rządem i PO w generalnie słusznych dla ogółu i dla państwa sprawach. Na pewno Olejniczak reprezentuje bardziej, rzekłbym, pro-państwową orientację. Ale, jak widać gołym okiem, i eseldowscy posłowie i opinia partyjna jest podzielona, i to niemal po równo!

Reklama

Dla mnie najciekawsze jest pytanie, która strategia bardziej się SLD opłaca? I na to nie ma jasnej odpowiedzi: gdy porównać skutki strategii kontestacji PO i rządu to jakoś nie widać szczególnego sukcesu w wynikach badań popularności partii. Od kilku miesięcy poparcie dla SLD nie ulega zmianie, oscylując między 6 a 7 procentami poparcia (dane CBOS). I to bez względu na to, jak buńczucznie pokrzykiwał przewodniczący Napieralski. Może rzeczywiście bardziej by się opłaciło zastosowanie strategii Olejniczaka? Ale mam nadzieję, że ponad te 7% i tak postkomuniści specjalnie nie podskoczą!