Sygnały o chęci szybkiego porozumienia Platformy Obywatelskiej z SLD w sprawie nowej ustawy medialnej mnie martwią dlatego, że przez prawie 20 lat niepodległej Polski, środowisko postkomunistów najdłużej sprawowało władzę nad mediami publicznymi. Zwłaszcza w okresie prezesury Roberta Kwiatkowskiego, który pełnił tę funkcję najdłużej spośród wszystkich dotychczasowych prezesów. Czas ten pokazał w jaki sposób lewica rozumie funkcjonowanie niezależnych mediów publicznych i jak instrumentalnie potrafi je wykorzystywać do działalności politycznej. W zapleczu SLD znajduje się wielu fachowców związanych niegdyś z mediami. Dzisiaj słyszę, że jednym z doradców przewodniczącego Napieralskiego jest np. Robert Kwiatkowski, a być może wśród nich jest też Włodzimierz Czarzasty. W związku z tym marszałek Komorowski musi sobie zdawać sprawę z tego z kim naprawdę te rozmowy będą się odbywały.

W ostatnim wywiadzie dla DZIENNIKA wicepremier Schetyna ujawnił, że przy okazji przygotowywania pierwszej ustawy medialnej, która została przez prezydenta zawetowana i ostatecznie dzięki głosom SLD przepadła, stało się tak, gdyż wtedy PO nie zgodziła się odstąpić SLD kilku stanowisk dyrektorskich w regionalnych ośrodkach TVP. Pokazuje to jak na prawdę wyglądają takie rozmowy o "uzdrowieniu sytuacji w TVP" i o co w nich na prawdę chodzi. Ich kuchnię odsłonił także niedawno na antenie TVN24 Robert Kwiatkowski komentując projekt przygotowywanej nowej wersji ustawy, co świadczy o tym, że takie rozmowy mają już od jakiegoś czasu miejsce. Nie mam wątpliwości, że jeśli dojdzie porozumienia o przeforsowaniu wspólnej ustawy medialnej, to skończy się to tradycyjnym podziałem sfery wpływów w KRRiT, a w konsekwencji także w Radach Nadzorczych, Zarządach i dyrekcjach poszczególnych anten.

Moim zdaniem źle się stanie, jeśli do tego dojdzie, bo dobrze myśleć o takich mechanizmach ustrojowych w mediach publicznych, które odsuwałyby polityków od decydowania o tym, kto rządzi mediami publicznymi. Na razie nikomu się to nie udało.