Jest już jasne, że ubiegłoroczna zmiana polityki Unii Europejskiej wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki była błędem. Fatalny przebieg lutowej podróży na Białoruś Javiera Solany dyktator musiał odczytać jako zapowiedź nadspodziewanej tolerancji Europy dla swoich ekscesów. Rozzuchwaliła go zapewne zwłaszcza horrendalna zapowiedź zaproszenia na majowe zebranie Rady Europejskiej, mające inaugurować projekt Partnerstwa Wschodniego. Tym razem nieoczekiwane odwołanie wizyty komisarz Ferrero Waldner w Mińsku jest chyba sygnałem, że te nieprzyjemne prawdy zaczynają docierać do Komisji Europejskiej. Szkoda tylko, że podano nam przy tej okazji jakiś obły i napisany nowomową komunikat. Zwłaszcza bowiem Białorusini mają prawo dokładnie wiedzieć, co wolny świat naprawdę myśli i planuje w sprawie ich kraju.

Reklama

Spośród trzech celów, jakie stawiała sobie nowa polityka przyciągania Białorusi, w dwóch efekty są odwrotne do zamierzonych. Jedynym cząstkowym osiągnięciem jest wzrost racjonalności polityki gospodarczej dyktatora, który sprzeciwiając się wprawdzie nadal prywatyzacji, zarządził zarazem wprowadzenie bezdeficytowego budżetu w warunkach ostrego kryzysu. Dzięki temu Białoruś właśnie co uzyskała dobrą opinię MFW i zapowiedź kolejnej transzy zachodniej pomocy. Ale polityka przyciągania miała przede wszystkim zachęcić Łukaszenkę do niewyzbywania się suwerenności. Lutowy traktat podporządkowujący Moskwie białoruską obronę przeciwlotniczą i siły szybkiego reagowania uczynił sytuację w tej mierze jednoznaczną. Łukaszenka zręcznie rozbudza nadzieje Zachodu na suwerenną politykę wyłącznie w chwilach zagrożenia wzrostem cen rosyjskiej nafty i gazu. Opozycja w Mińsku nie ma złudzeń co do jego realnych zamiarów. Traktat z Rosją nazwała Nowym Układem Warszawskim.

Ale najbardziej spektakularna jest nasza porażka na polu praw człowieka. Tylko przez krótką chwilę dyktator był w stanie wytrzymać bez represji i więźniów politycznych. Powróciło rozpędzanie wieców opozycji, bicie i ulubiona przez mińską milicję praktyka kopania leżących ludzi po głowach milicyjnymi buciorami. Pojawiła się nowa taktyka wobec opozycyjnej młodzieży: zatrzymanie, pobicie i karne wcielenie do wojska. Jej ofiarami padli właśnie trzej odważni młodzi ludzie: Zmicier Fedoruk, Iwan Szyła i Franek Wiaczorka. Skazaną na 2,5 roku robót Janę Polakową bezpieka doprowadziła do samobójczej śmierci. Fiasko w dziedzinie praw człowieka niestety najbardziej obciąża Polskę. Po pierwsze, bo w głosie białoruskiej opozycji słychać szczególne rozczarowanie polską polityką, na którą przecież zawsze najbardziej tam liczono. A po drugie - bo Polska nie potrafiła zapobiec kolejnej fali szykan wobec Związku Polaków na Białorusi, a zarazem błędy polskiego MSZ zachwiały zaufaniem tamtejszych Polaków do polityki Rzeczypospolitej. Pani prezes Andżelika Borys jest znów gościem warszawskich pałaców, ale - jak alarmował w piątek w sejmie poseł Adam Lipiński - dyplomacja ma i tym razem zamiar zdystansowania się wobec prześladowanych Polaków, wysyłając na ich zagrożony rozbiciem przez milicję zjazd jakichś trzeciorzędnych urzędników.

Co gabinet Tuska chce dziś osiągnąć w polityce białoruskiej - tego nikt publicznie niestety nie zdefiniował. Nawiasem mówiąc, w polskiej praktyce politycznej nachalna propaganda wyparła wszelkie rzeczowe informacje o kierunku realnej polityki. Można go więc tylko rekonstruować po niektórych zewnętrznych przejawach. Fakt, że ostatnio posłano do Mińska z wizytą kompletnie niewrażliwego na kwestie praw człowieka wicepremiera Pawlaka, zaś szefowi policji Matejukowi w ostatniej chwili premier zdążył zabronić świętowania w Mińsku dnia milicjanta z tamtejszym naczelnym stupajką Naumowem - pokazuje dobitnie atmosferę panującą w administracji.

Reklama

Dominuje bliżej nieokreślony klimat miękkości i niezdecydowania wobec całego wschodu i nikt - jak się zdaje - nie wie, co naprawdę ma z tego wynikać. Milicyjne szykany i próby uniemożliwienia zjazdu Związku Polaków są gwoździem do trumny takiej polityki, przynajmniej wobec Mińska. Najwyższy czas przyznać, że próby obłaskawienia i przeciągnięcia Łukaszenki skończyły się fiaskiem. I doprowadzić znowu całą Unię do dawnej pionowej postawy.