Wśród wielu innych głośnych procesów kryminalnych sprawie Fritzla niepowtarzalne piętno nadały - postać oskarżonego, długość trwania przestępczego procederu, wielość ofiar, nieobecność tych ostatnich na sali sądowej. Z kolei ze względu na szybkość, z jaką przygotowano akt oskarżenia oraz błyskawiczne tempo samego procesu, stanowi on dla polskiego wymiaru sprawiedliwości niedościgły wzór. Z tego punktu widzenia nasz wymiar sprawiedliwości na tle europejskiego ma się jak wąskotorowa ciuchcia wobec ekspresów.

Reklama

W procesie, na którym w zeszłym tygodniu skupione były media całego świata, na ławie oskarżonych zasiadł zbrodniarz niezwykły. Na jego koncie zapisane były zbrodnie, wobec których martwieje przeciętna dusza ludzka. Te zbrodnie, a było ich wiele i trwały niewyobrażalnie długo, bo aż 24 lata, powodują paraliż naszej wyobraźni, która zwija się w kłębek i próbuje odegnać od siebie koszmary, jakie by musiały ją wypełnić, gdyby nie miała samoobronnych mechanizmów. Na szczęście jesteśmy tak skonstruowani, a słowo potrafi spełniać tak czarodziejską moc, że samo nazwanie czynów Fritzla, bez angażowania wyobraźni, wystarczająco mocno przemawia do naszej świadomości.

TEN KOSZMAR MÓGŁ TRWAĆ DO DZIŚ

Przypomnę tylko, że pod koniec sierpnia 1984 roku Josef Fritzl zamknął w piwnicy swego domu w Amstetten własną 18 -letnią wówczas córkę Elisabeth. W więzieniu tym przy użyciu przemocy regularnie wykorzystywał swoją córkę seksualnie. Ofiara miała ze swym ojcem siedmioro dzieci, lecz jedno zmarło krótko po urodzeniu. Troje z nich - dwie dziewczynki i jeden chłopiec - mieszkało z Josefem i jego żoną. Fritzl żonie Rosemarie wmówił, że troje dzieci, które wychowywali, córka podrzuciła pod drzwi ich domu, ponieważ nie była w stanie sama ich utrzymać i wychowywać. Troje zaś pozostałych - dwóch chłopców w wieku 5 i 18 lat oraz 19-letnia dziewczyna - żyli w piwnicy ze swoją matką, rzekomo zaginioną.

Warto zauważyć, że być może koszmar życia ofiar Josefa Fritzla trwałby do dziś, gdyby nie przypadek. To tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności ofiary zostały wyzwolone. W połowie kwietnia 2008 r. najstarsze dziecko Josefa Fritzla i jego córki 19-letnia Kirsten poważnie zachorowała. Nie było innej możliwości jej ratowania jak leczenie w warunkach szpitalnych. Po jej przywiezieniu do lecznicy, lekarze zażądali kontaktu z matką chorej, która mogłaby przekazać podstawowe informacje o przebytych przez pacjentkę chorobach w dzieciństwie i szczepieniach w okresie dzieciństwa. Ponieważ stan chorej znacznie się pogarszał, a Josef Fritzl, który przywiózł chorą do szpitala unikał dalszego kontaktu z placówką zdrowia, lokalne władze poprzez media zaczęły wzywać matkę chorej do stawienia się w szpitalu. Po kilku dniach Josef Fritzl zdecydował się wyprowadzić swoją córkę i dwoje pozostałych dzieci. Żonie zaś oznajmił, że zaginiona córka postanowiła wrócić do rodziny. Po wizycie w szpitalu Elisabeth zdecydowała się pójść na policję i wyjawić ponurą prawdę o swym ojcu.

Sąd zaoszczędził jej traumy, jaką mogłaby przeżyć w czasie procesu. Ona sama i wszystkie jej dzieci na kilka tygodni przed procesem umieszczeni zostali w utajnionym ustronnych ośrodku terapeutycznym. Tak więc główny świadek oskarżenia i największa ofiara bestialstwa Josefa Fritzla, jego córka Elizabeth, nie zjawiła się na sali sądowej. Jej wstrząsające zeznania zarejestrowane na kasecie wideo, złożone rok temu w prokuraturze, zaraz po wykryciu zbrodni dokonanych przez Fritzla, odtworzono przed sądem. Sąd oraz przysięgli w stolicy Dolnej Austrii w Sankt Poelten, robiąc tylko jedną krótką przerwę wysłuchali 11 godzinnego nagrania. Uznali, że jej obecność w sądzie byłaby dla niej szkodliwa. Nawet, gdyby na czas jej zeznań wyprowadzono z sali jej prześladowcę.

JEDNOMYŚLNOŚĆ PRZYSIĘGŁYCH

Reklama

Więziona przez blisko ćwierćwiecze córka Fritzla Elizabeth, nazywana przez rodzinę zdrobniale Sissy, dziś jest dojrzałą kobietą, ma 43 lata. Nie można jednak zapomnieć, że ojciec zgwałcił ją po raz pierwszy kiedy miała ledwie 11 lat. Jako nieletnia dziewczynka, a później dziewczyna i dorosła kobieta niemal przed każdym aktem gwałtu na niej, musiała ze swoim oprawcą i gwałcicielem oglądać pisma pornograficzne, które najwyraźniej go podniecały. Te, ale także inne dowody przestępstw Josefa Fritzla przekonały ławę przysięgłych i sam sąd. Przysięgli uznali Josefa Friztla winnych wszystkich zarzuconych mu przestępstw - gwałtów, kazirodztwa, przetrzymywania własnej córki i ich dzieci w zamknięciu, wreszcie zabójstwa niemowlęcia i spalenie jego ciała w piecu.

>>> Sprawiedliwy wyrok – pisał Jerzy Jachowicz tuż po zakończeniu procesu

Oskarżony do ostatnich chwil walczył o przychylny dla niego wyrok, bo to, że zostanie skazany, było pewne. Zapewniał sąd, że tak naprawdę to szczerze kochał córkę, że żałuje dziś jeśli skrzywdził rodzinę. W ostatnim dniu procesu przyznał się nawet do zabójstwa synka, jednego z dwójki bliźniaków, przez zaniechanie sprowadzenia pomocy lekarskiej. Sąd najwyraźniej jednak przejrzał fałszywe intencje jego kajania się przed sądem i ławą przysięgłych.

Wyrok dożywocia, jaki wymierzył sąd, przyjęto z ulgą. Zaraz po ogłoszeniu wyroku pojawiły się pierwsze głosy zawiedzionych tym, że "potwór z Amstetten" nie będzie siedział w klasycznym więzieniu, lecz w przywięziennym zamkniętym ośrodku dla psychicznie chorych. Krytycy tej decyzji wskazują na wygody, by nie rzec luksusowe warunki, w jakich Josef Fritzl będzie teraz spędzał resztę życia. W ośrodkach tych istnieje możliwość - oczywiście systemem samo-nauczania - nauki języków obcych, czytania oraz rozwijania własnych zainteresowań.

CO TERAZ CZEKA FRITZLA

Sądzę, że nie będzie dziury w niebie, jeśli nawet z tych dodatkowych dóbr Josef Fritzl będzie korzystał. Minęły już czasy skazania na galery. Istotne jest to, że w zamkniętym oddziale dla osób o skłonnościach psychopatycznych, a taką opinię wystawiła oskarżonemu biegła z zakresu psychiatrii, Josef Fritzl będzie pod stałą kontrolą lekarską. Trudno nie zauważyć, że Josef Fritzl ma nieokiełznany, zwierzęcy popęd seksualny. To on pchał go przecież do zbrodni. Jak każdy psychopata potrafi się tak zamaskować, aby stworzyć pozory normalnego sposobu bycia i nie zdradzić swoich zaburzeń psychicznych nawet bezpośrednio po dokonaniu najbardziej drastycznych czynów. Groźba wybuchu jego popędu istnieje w każdej sytuacji. Tam gdzie teraz będzie niebezpieczeństwo to zostanie zmniejszone do minimum, jeśli w ogóle nie zablokowane, dzięki lekom psychotropowym.

Gdyby kilkudniowy chłopiec, którego Josef Fritzl poprzez uniemożliwienie mu skorzystania z pomocy lekarskiej praktycznie skazał na śmierć, przeżył, dziś miałby 13 lat. Przed nim stałoby otworem jeszcze całe dorosłe życie. Jakie ono byłoby? Co dziś czeka szóstka jego sióstr i braci? Jak będą się układać relacje między nimi. Czy potrafią założyć normalne rodziny? Jakimi wzorami będą się kierować w wychowaniu własnych dzieci, jeśli w ogóle będą zdolni je mieć? Jak długo w tym ogniwie pokoleń będą się ciągnęły ślady czynów Fritzla?
Te pytania nurtowały mnie od początku rozpoczęcia się procesu ich ojca i zarazem dziadka. Odpowiedź na nie wydawała mi się o wiele ważniejsza, niż przyszły los 73-letniego Josefa Fritzla. Ciekawe, że eksperci mają skrajnie odmienne opinie na temat przyszłego życia dzieci pochodzących ze związku Josefa Fritzla ze swoją własną córką. Część z nich mówi, że w prawdzie tragedią było życie w piwnicy, brak kontaktu z rówieśnikami, analfabetyzm na jaki byli skazani. I że jej negatywnych skutków nie da się łatwo zlikwidować. Ich zdaniem tak mocno dotknięta rodzina Fritzla ma jednak szansę wieść w przyszłości normalne życie. Warunkiem jest przyjęcie dotychczasowych ciosów jako coś naturalnego, dlatego, że zadanego przez najbliższą osobę.

Wydaje mi się jednak mało prawdopodobna optymistyczna wersja specjalistów psychologów. Raczej byłbym skłonny przychylić się do opinii tych biegłych, którzy mówią, że cała szóstka dzieci, ale również ich matka Elizabeth, będą mieli ogromne problemy z najprostszymi, najbardziej podstawowymi czynnościami mieszczącymi się w ogólnie pojętym życiu społecznym. Nie wierzę też, aby któremuś z nich udało się nawiązać bliskie, intymne kontakty z osobami spoza "zaklętego kręgu" ich samych. Właściwie są w pułapce z której nie ma wyjścia. Próba zagrzebania przeszłości i całkowitego wytarcia jej z pamięci prowadzi do kompletnej ślepoty w zetknięciu się z nową rzeczywistością i całkowitego braku odporności na każdą nieprzychylność losu. Z kolei posiłkowanie się przeszłością jako elementem doświadczenia może być zbyt wielkim obciążeniem, aby móc działać i żyć w innym niż dotychczas świecie.