Okazuje się, że to Donald Tusk wykazał się polityczną intuicją, kiedy w odpowiedzi na ujawniony przez „Dziennik" nepotyzm wicepremiera Pawlaka i ujawniony przez „Gazetę Wyborczą" konflikt interesów senatora Misiaka, zamiast iść w zaparte, postanowił samemu „wskoczyć na falę" i wezwać do szczegółowej lustracji majątkowej posłów i senatorów. Rozpoczynając od własnej partii.

Reklama

Na początku wydawało się, że Tusk przestrzelił. Wśród posłów i senatorów PO, którzy znaleźli się na liście Chlebowskiego zapanował niepokój, a kilku z nich wydało nawet nieśmiałe pomruki. Z kolei Waldemar Pawlak wygłosił zdumiewającą deklarację, że Platforma miała sprzyjać biznesowi, a tymczasem biznesmenów karze. Znów trudno zrozumieć, co wicepremier ma na myśli. Bo ujawnienie możliwego konfliktu interesów ludzi łączących funkcje ustawodawcze z biznesowymi może jedynie uspokoić zwykłych polskich przedsiębiorców, dla których przedsiębiorca-polityk, mogący pisać ustawy „pod własne biznesy", był konkurencją groźną, bo nieuczciwą.

W ślad za Tuskiem poszedł Jarosław Kaczyński, który zapowiedział, że PiS przedstawi własną „listę Chlebowskiego". Nawet Janusz Palikot, który wcześniej ostrzegł lidera swojej partii, żeby nie próbował być „czerwonym Khmerem", sam w końcu zrozumiał, że pomysł jest dobry. I na swoim blogu zlustrował się aż do ostatniej akcji i inwestycji, przelicytowując w dokładności nawet „listę Chlebowskiego".

To prawda, że majątkowa lustracja polityków jest populizmem. Ale jest to dokładnie ta szczypta kontrolowanego populizmu, która pozwala liberalnej demokracji zapobiegać prawdziwym populistycznym buntom. Liberałom u władzy zagraża dzisiaj nie Andrzej Lepper, ani nawet nie Jarosław Kaczyński, ale nowa afera Rywina, która pozbawiłaby PO mandatu do rządzenia Polską, tak jak kiedyś pozbawiła takiego mandatu SLD.

Reklama

Donald Tusk zarządza partią ludzi przedsiębiorczych, którzy weszli często do polityki z rozpędzonych własnych biznesów. I mogliby się skusić, tak jak kiedyś Piskorski czy niedawno Misiak, żeby trochę pomieszać interes publiczny z prywatnym. Trudno się zatem dziwić, że kierując się zdrowym instynktem samozachowawczym, to właśnie Tusk rozpoczął majątkową lustrację polityków.