Wicepremier Schetyna potwierdził, że Marian Krzaklewski przyjął zaproszenie ze strony premiera Tuska do europarlamentu. Teraz decyzję Tuska muszą jeszcze zatwierdzić władze Platformy oraz jej wyborcy. Ale to czysta formalność.

Reklama

Tuskowi udało się w ciągu paru tygodni zwerbować dla PO - do różnych zadań i na różnych zasadach - ikony lewicy, Huebnerową i Cimoszewicza, a także, nie takie znowu zupełnie marginalne postaci czy symbole postsolidarnościowej prawicy, jak Zalewskiego czy Krzaklewskiego. Polski system partyjny, jak to już bywało w ostatnim dwudziestoleciu parę razy, zmierza ku realnej jednopartyjności. Wszyscy zaczynają orbitować wokół centralnej gwiazdy naszego systemu. Partii, dla której nie ma alternatywy do rządzenia Polską, dlatego to ona zaczyna powoli zatrudniać i rozdawać wszystkie liczące się polityczne czy biznesowe frukta. W kraju i zagranicą.

Pamiętam czasy, kiedy wszyscy byli w obozie Lecha Wałęsy, od postsolidarnościowych liberałów po wczorajszych pułkowników SB. Pamiętam też czasy jednej partii i jednej gazety, kiedy wszyscy byli w SLD albo z SLD pogrywali. Począwszy od Wandy Rapaczyńskiej czy Adama Michnika, którzy negocjowali ustawę medialną i rozgrywali polską politykę wyłącznie pomiędzy Kwaśniewskim i Millerem, bo żadnej innej liczącej się polityki w Polsce nie było, aż po Andrzeja Celińskiego, który do SLD przeszedł indywidualnie, porzucając marniejących już towarzyszy z UW. Pamiętam, jak po podwójnym wyborczym zwycięstwie Kaczyńskich, to do nich poszli Gilowska, Gęsicka, Religa... Lista byłaby dłuższa, gdyby nie to, że parę miesięcy później już było widać, że PiS władzy nad Polską ostatecznie jednak nie zdobył ani nie zdobędzie.

Dzisiaj wszyscy jesteśmy w PO, ale to wcale nie znaczy, że będziemy tam jutro. Kolejne słońca w naszym systemie gasną tak szybko i szybko zapalają się nowe. Nie chcę być moralistą. Już pochwaliłem Cimoszewicza, który zamiast handryczyć się na lewicowym cmentarzu, negocjować pomiędczy zombie Napieralskim a zombie Rosatim, przyjął propozycję i wsparcie PO, aby walczyć o ważne europejskie stanowisko. Także Huebnerowa, zamiast kisić się na listach SLD czy jakiejś innej Lewicy Dla Bardzo Odległej Przyszłości, może w europarlamentarnej ekipie PO zrobić dla Polski parę ważnych rzeczy. Krzaklewski w ogóle nie miał innej propozycji. Podobnie jak Zaleski, który w europarlamencie będzie bardziej na miejscu niż na konserwatywnej ławce rezerwowych.

Reklama

Niepokoi mnie tylko jedno, że Polska, będąca od 20 już lat formalnie liberalną demokracją, wciąż nie ma tego, co jest takiej demokracji fundamentem: trwałego systemu partii i trwałych partii. To skazuje wielu zupełnie sensownych polskich polityków na wieczne wędrowanie od jednej sezonowej monopartii do drugiej.