Nie byłem jego studentem, ale wiem, że go uwielbiali. Nie dziwię się – chyba nikt nie potrafił opowiadać o historii tak barwnie i pasjonująco. Sam chętnie z tego korzystałem, umawiając się z profesorem, że co roku, w sierpniu, będę z nim robił wywiad. Tematów nie zabrakłoby nam do końca świata, tym bardziej, że prof. Wieczorkiewicz był rzadkim erudytą, obdarzonym przy tym nadzwyczajną pamięcią. Pokpiwałem sobie z niego, że nie tylko wszystkich oficerów Armii Czerwonej zna z imienia i otcziestwa, ale pewnie jeszcze pamięta, gdzie mieszkali tuż przed aresztowaniem w którejś z czystek. Obawiam się, że nie były to żarty bezpodstawne.

Reklama

Gigantyczną wiedzę ma jednak wielu historyków. Co więc sprawiało, że Wieczorkiewicz był postacią zupełnie wyjątkową? Profesor potrafił pisać i mówić o historii tak, że interesowała kogoś więcej niż doktoranta i jego promotora, a był przy tym intelektualnie uczciwy i w tej uczciwości bekompromisowy. Nie bał się najbardziej nawet niepopularnych sądów i teorii (zaznaczając zawsze, że to tylko hipotezy), płacąc za to cenę bycia w najlepszym razie „kontrowersyjnym”.

Wieczorkiewicz obrywał z lewa i z prawa. Z lewa za to, że nie miał litości dla komunizmu (może spłacał dług własnego oportunizmu z czasów, kiedy zapisał się do PZPR) i mówił, że wybierając między dwoma zbrodniarzami Polska powinna pójść drogą większości Europy i wejść w sojusz z Hitlerem. Grupka oszołomów chciała zrobić z niego z tego powodu neonazistę. Z niego, człowieka, który powtarzał, że Polacy nie uporali się ze szmalcownictwem i czeka nas jeszcze rachunek sumienia. W ogóle uwielbiał psuć narodowy dobry humor, za co z kolei obrywał z prawa. Do szału doprowadzał antykomunistów tezami, że dowódców Powstania Warszawskiego należałoby rozstrzelać, a Anders to zapewne sowiecki agent zwerbowany na Łubiance.

Przy całej swej erudycji i ogromnym dorobku był absolutnie cudownym wariatem. Nieuleczalnym kibicem, wielbicielem jamników i ołowianych żołnierzy. Z mojego punktu widzenia miał tylko jedną wadę – za mało pił. Ale, obiecywał, i to miało się wkrótce zmienić. Słowa nie dotrzymał, przegrał z rakiem, a ja muszę wykreślać jego numer z komórki. Panie Pawle, tego się nie robi znajomym.