Coraz częściej zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby rozwalić IPN w drobny mak? A ciężkie miliony, które łożymy na jego działalność, wydać na zawieszenie w internecie archiwów IPN. Oczywiście, bez tzw. danych wrażliwych, bo nie ma powodów, dla których ludzie mieliby przeżywać traumy związane ze sprawami wyniesionymi przez esbeków z ich sypialni. Niech każdy na własną odpowiedzialność szuka prawdy w tym, co wyprodukowali agenci. Niech archiwa staną się wreszcie jawne i powszechnie dostępne.

Reklama

Dziś mamy sytuację, w której do teczek nieskrępowany dostęp mają pracownicy IPN. Wyciągają z nich, co tylko chcą i kiedy mają na to ochotę. Prezes Kurtyka pozwolił sobie wyjąć teczkę i po prostu cisnął nią w prezydenta Kwaśniewskiego.

Nie należę jednak do tych, którzy uważają, że odwołanie prezesa Kurtyki miałoby jakikolwiek sens. To byłaby próba leczenia przewlekłej choroby za pomocą witamin. Potrzebna jest publiczna debata, co rzeczywiście chcemy zrobić z instytutem i jakie są wobec niego oczekiwania. Czy pozostawić IPN, wskazując politykom drzwi? Wówczas jednak Janusz Kurtyka musiałby wykazać się olbrzymią odpornością na wszelkie naciski.

To, co najbardziej rzuca się w oczy i na długo pozostanie w pamięci ludzi, to poziom sporu wokół Instytutu Pamięci Narodowej. Można się przecież spierać o przeszłość polityków lub o postacie historyczne takie jak Lech Wałęsa. Natomiast trzeba to robić na odpowiednim poziomie. Niestety, to, czego w tej chwili jesteśmy świadkami, nie trzyma się nawet najniższych standardów.

Reklama

Wydawnictwa coraz częściej wydają publikacje na żenującym poziomie. Aż dziw bierze, że w przypadku książki Pawła Zyzaka maszyny drukarskie wytrzymały i nie rozpadły się pod naporem bzdurnych treści. W odwecie widzimy kompletnie niemerytoryczny atak na cały IPN, który z wydaniem tej książki nie miał nic wspólnego. Oczywiście poza tym, że zatrudnił na umowę-zlecenie autora tej publikacji. Choć "publikacja" to za duże słowo na określenie tego, co powypisywał Zyzak.

IPN wydaje się instytucją, która wykonuje dużą część ciężkiej historycznej roboty. Tyle że gdy przyjrzymy się tej działalności z bliska (mieliśmy taką okazję przy książce poświęconej agentom w otoczeniu ks. Popiełuszki), okaże się, że zajmuje się czystą fuszerką. Puszczanie informacji nie tyle dyskusyjnych, ile zupełnie wątpliwych np. na temat ks. Jankowskiego to zaprzeczenie minimalnym standardom.

Wszystko to powoduje, że obracamy się w bagienku i zamiast rozmawiać o sprawach związanych z instytutem, kręcimy się wokół inwektyw, oszczerstw lub kompletnie głupich i pozbawionych sensu wypocin.