Amerykanie – od Abrahama Lincolna po Martina Luthera Kinga, od J.F. Kennedy’ego po Ronalda Reagana – specjalizują się w przemówieniach, które przechodzą do historii. Obama wygłosił w Pradze jedno z takich przemówień. Jednak o tym, czy praska mowa Obamy przejdzie do historii, zadecyduje nie retoryka, lecz fakty. Wystarczy, że choćby mały fragment zawartej tam wizji zostanie zrealizowany.
Obama obiecuje świat bez broni jądrowej. I to zbudowany nie metodami dzieci kwiatów, ale dzięki polityce. Do tej polityki potrzebny jest mu zjednoczony Zachód. Zjednoczony ponownie, po latach wojny o przywilej przewodzenia światowej demokracji toczonej pomiędzy Bushem i liderami Europy Zachodniej. Do zrealizowania tej wizji jest też Obamie potrzebna Rosja, jeżeli zamiast wspierać wrogów Zachodu – Iran, Kubę, Wenezuelę, Koreę Północną – określi się jako kraj co najmniej neutralny. Wreszcie do realizacji tego bardzo optymistycznego projektu pozostającego jednak w obszarze polityki, a nie fantazji, są Amerykanom potrzebne Polska i Czechy. Oba nasze kraje Obama wymienił osobno, podkreślając, że podjęły one ryzyko bycia sojusznikami Ameryki w regionie. Podpisały umowę w sprawie tarczy, co sprowadziło na nie bardzo wymierne polityczne koszta, a jeszcze nie zostało przez Amerykę spłacone.
Obamie pomogła Korea Północna, wystrzeliwując swoją pierwszą rakietę balistyczną. Teraz już wiemy, że każdy najbardziej nawet wariacki rząd na naszej planecie może się wyposażyć w broń masowego rażenia i w środki umożliwiające przenoszenie tej broni. Świat, w którym technologie zbrojeniowe prześcignęły polityczne zdolności, wymaga odbudowy światowego przywództwa. Praskie przemówienie Obamy właśnie do tego wzywa. I właśnie ten nietypowy prezydent USA, pozbawiony cechującej wielu jego poprzedników pychy, ma szansę zostać wysłuchany. Przynajmniej przez Europę.
>>> Zaremba o polskich politykach: Do piaskownicy, panowie!
Aż szkoda, że w tak ciekawych czasach, kiedy tworzą się zupełnie nowe konfiguracje w polityce Zachodu, Polska nie ma silnego przywództwa, które mogłoby i dla nas coś wywalczyć w tej grze. Chociaż nie, nie chcę obrażać naszych szanownych przywódców. Premier Tusk bez wątpienia odegrałby taką rolę, gdyby wciąż nie przeszkadzał mu prezydent Kaczyński. A prezydent Kaczyński też na pewno by się sprawdził, gdyby nie blokada ze strony PO.