Wszystko stało się po tym, jak nasz prezydent już w piątek poparł Andersa Fogha Rasmussena na szefa Paktu. "Nie stać nas na takie błędy" - oskarżył Lecha Kaczyńskiego Donald Tusk. Tusk twierdzi, że Kaczyński nie poparł kandydata, którego wskazał mu rząd. "Nie było stanowiska rządu, bo zamiast polityki jest tutaj tylko PR, reklama i marketing" - odciął się prezydent.
>>> "Dwa zdania Sikorskiego to nie instrukcja"
Dotąd plotki o nadużywaniu przez prezydenta alkoholu zarezerwowane były dla polityków pokroju Palikota. W niedzielę w Radiu Zet takiej argumentacji użył sam Chlebowski. "Prezydent powinien być w pracy trzeźwy" - mówił. I opowiedział, że w sobotę godzinę po północy Lech Kaczyński przez szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego próbował skontaktować się z premierem. "Z tego co wiem, głos pana prezydenta przypominał głos Przemysława Gosiewskiego w Radiu Maryja" - dodał Chlebowski, nawiązując do słynnej bełkotliwej wypowiedzi Gosiewskiego.
>>> "Prezydent powinien być w pracy trzeźwy"
"Z jakiegoś powodu to premier nie był w stanie podnieść słuchawki o pierwszej w nocy, więc niech pan się zajmie kondycją własnego szefa" - odciął się Adam Bielan z PiS.
Jednak na tym się nie skończyło. Chlebowski oskarżył prezydenta o załamanie konstytucji. "Decyzja dla mnie jest jednoznaczna: takie postępowanie prezydenta prowadzi do prostego wniosku przed Trybunał Stanu, bo to, co robi, to demolowanie polityki zagranicznej polskiego rządu" - powiedział Chlebowski.
Skąd ten zarzut? Premier oraz szefowie MSZ i MON twierdzą, że prezydent został poinstruowany, jakie jest stanowisko rządu na szczyt NATO. Mieliśmy odwlekać decyzję o wyborze nowego sekretarza generalnego, a w zamian za to uzyskać obietnicę realizacji naszych postulatów. Ale też w samym rządzie nie ma jedności stanowisk. Radosław Sikorski twierdzi, że nie chodziło o jego ambicje objęcia funkcji szefa Paktu. Premier - wręcz przeciwnie. "Prezydent poparł innego kandydata niż popieranego przez rząd" - grzmiał na obradach rady krajowej PO.
>>> "Prezydent oddał ten mecz walkowerem"
Czy Polska rzeczywiście walczyła o Sikorskiego do końca, czy nie? Premier twierdzi, że tak. "Dość dużo śmiałości trzeba mieć, aby twierdzić, że nie wiadomo było, że wspierane były aspiracje ministra Sikorskiego, jeśli chodzi o funkcję sekretarza generalnego NATO" - powiedział w sobotni wieczór we Wrocławiu. Dodał, że prezydent musiał mieć pełną jasność co do stanowiska rządu w tej sprawie.
Czy miał? Lech Kaczyński twierdzi, że nie. "Trudno instrukcją nazwać dwa zdania rzucone przez ministra Sikorskiego wśród żartów i anegdot. Trudno też używać słowa <instrukcja> w odniesieniu do prezydenta" - mówił na sobotniej konferencji w Strasburgu. I choć zapewniał, że unika konfrontacji, ostro ganił politykę rządu. "Chodziło o PR-owski zamysł drugiej strony: jeśli przedłużę sprawę, będę znów tym rozbijaczem. A jeśli Rasmussen zostanie sekretarzem generalnym, to też źle, bo nie przedłużyłem sprawy" - mówił już w niedzielę prezydent. Tłumaczył, że ta pułapka była prosta "jak konstrukcja cepa".
>>> Rząd chciał wrobić prezydenta?
W niedzielę rano rząd ponowił atak. Tym razem MSZ ujawniło dokument, który miał być instrukcją dla prezydenta. "Nazywa się <sugestia>, bo prezydent na słowo <instrukcja> jest bardzo wrażliwy" - tłumaczył Sikorski. Ale z dokumentu wynikało, że Polska ma nie blokować kandydatury Rasmussena, a jedynie odwlec jego wybór, gdyby Barack Obama próbował wymusić decyzję przez aklamację. Gdyby było inaczej, prezydent miał jedynie zabrać głos po protestującej przeciw Duńczykowi Turcji. Tego nie zrobił. W sobotę, po wycofaniu się Turcji z protestu, Rasmussen został szefem NATO .