W jednej Janusz Palikot byłby panem Wołodyjowskim, w drugiej byłby Bohunem. W jednej obroną Jasnej Góry dowodziłby Mirosław Sekuła, w drugiej Beata Kempa. W jednej Wałęsa byłby Janem Kazimierzem, a w drugiej Januszem Radziwiłłem. W obu wersjach schemat narracyjny byłby ten sam. Zwycięstwo zła nad dobrem, zwycięstwo dobra nad złem. Zwycięstwo zła nad dobrem, zwycięstwo dobra nad złem. I tak do szczęśliwego końca. W tle sprawa sercowa.
A co zrobić z nami, którzy nie dostrzegamy w polityce walki dobra ze złem? Niech nas krzepi to, że pośród lustracji, kastracji, inflacji, denominacji, dekomunizacji, wojny na górze, Górnej Wolty i wód wpadających do Bałtyku jakoś kraj szedł do przodu. Zapewne dzięki interwencjom Matki Boskiej.