Nie można z dnia na dzień przestać być politologiem, pójść do polityki, a potem, jak gdyby nigdy nic, wrócić do poprzednio wykonywanego zawodu. I jeszcze spodziewać się, że ludzie będą nas traktowali jak niezależnego politologa. To całkowicie nierealny scenariusz, dlatego nie rozumiem, dlaczego Marek Migalski tak bardzo w niego wierzy.
Migalski od dłuższego czasu był politykiem, tylko nie chciał się do tego głośno przyznać. Również przed samym sobą.

>>> Migalski: Nazywano mnie sługusem PiS


Reklama

Od dawna jego publiczne wypowiedzi nie były komentarzami analityka, niezależnego badacza. To był sposób widzenia rzeczywistości przez człowieka mocno zaangażowanego politycznie. Nie bardzo rozumiem, czemu on się teraz dziwi. Dlaczego czuje się urażony wypowiedziami innych ludzi posądzających go o stronniczość, dlaczego nerwowo reaguje na określenia „pisowski komentator”? W końcu to najczystsza prawda.
Pan Migalski od dłuższego czasu był politologiem, który podzielał wizję Polski i świata z Jarosławem Kaczyńskim. Robił to we wszystkich komentarzach i wypowiedziach dla mediów, i to dlatego był uważany za trybuna jednej partii. Teraz jest kandydatem PiS w wyborach do europarlamentu, więc jest już czystym PiS-em. Nie musi się kryć.

>>> Gursztyn: Mielonka z Migalskiego

Ale ja widzę dla tego człowieka pozytywną rolę. Nie był w tzw. zakonie, w PC, nie był w bezpośrednim kręgu władzy Jarosława Kaczyńskiego. Może więc pomoże zrozumieć PiS, że świat nie jest czarno-biały, że ma odcienie. I że ludzie, którzy myślą inaczej niż Jarosław Kaczyński, nie są przestępcami. Tylko niech już skończy kwękać i weźmie się do roboty.
Jestem ciekawy, czy Marek Migalski ma jakikolwiek plan awaryjny. Czy w ogóle zastanawia się, co będzie, jeśli nie dostanie się do europarlamentu? Czy uważa, że wróci jak gdyby nigdy nic, znajdzie promotora i będzie robił stopień naukowy?

Reklama

Marek Migalski mówi w wywiadzie dla „Dziennika”, że gdyby chciał spokoju, to dogadałby się na swoim uniwersytecie z promotorem, ubeckim kapusiem. Znam tę historię, takie bohaterstwo po latach niedoszłego doktoranta. Dziś można zmienić uczelnię, promotora. Tak robią młodzi ludzie. Ale z tego, co wiem, nikt o Marka Migalskiego się nie bił. Bo nikt nie chciał wziąć sobie na głowę kłopotu z analitykiem politycznym, silnie związanym z jedną i tylko jedną partią.

Problem z Migalskim polega na tym, że grał rolę niezależnego komentatora, ale nim od dawna nie był. Każdym swoim komentarzem, a czytałem je bardzo uważnie, wspierał walkę polityczną PiS o Polskę Jarosława Kaczyńskiego. Ale nie przyznawał się do tego publicznie, zupełnie jakby bał się, że zostanie przyłapany. To nawet bywało zabawne. Teraz może dalej robić dokładnie to samo, ale już całkowicie jawnie, jako partyjny działacz.
Migalski powinien w końcu po męsku przyznać, że dokonał politycznego wyboru. Nie oczekuję od niego, że walnie się w piersi i przyzna, że taką decyzję podjął trzy lata temu. Tyle że zapomniał nam o niej powiedzieć. Już nie chcę takich wyznań. Tylko nieco uczciwości i cywilnej odwagi. Koniec kropka.