Danuta Huebner nie powinna otrzymać powtórnej nominacji rządu polskiego na komisarza Unii. Nie dlatego, że zatajała swoje członkostwo w PZPR: ostatecznie można powiedzieć, że małostkowo, acz po ludzku, wstydziła się tego, czego należy się wstydzić. Nie dlatego nawet, że powiązana jest licznymi nićmi życiorysu i towarzystwa z ludźmi SLD i ancien regime’u; bo choć zapewne nie jest to cnota, to dla stanowisk piastowanych w Europie rzecz z pewnością niepierwszorzędna.

Reklama

Huebner nie powinna mieć przedłużonego mandatu, bo mimo wiedzy, pozycji i doświadczenia nie wywiązała się dobrze ze swojej europejskiej funkcji. Odpowiadając za najbardziej newralgiczny z polskiego punktu widzenia resort w Europie – spójność i politykę regionalną – nie stała się liczącym się graczem o przyszłość tej coraz bardziej dyskusyjnej dziedziny aktywności Unii.

Po pięcioleciu pani komisarz nie pozostaje żaden testament. Huebner nie okazała się ani ekspertem, który stworzyłby model, ani politykiem, który o przyjętą przez siebie wizję chciałby walczyć. To, że pani Danuta Huebner jest miłą, inteligentną i towarzyską osobą nie powinno uniemożliwiać przyznania prostej prawdy, że jej pięciolecie w Komisji nie było przydatne ani dla Unii, ani dla Polski.

Tymczasem jeszcze rok temu świetny raport profesorów Jacka Szlachty i Janusza Zaleskiego wskazywał na tę niezwykłą okoliczność wspólnoty interesów Polski i Komisji Europejskiej w polityce spójności. Brukselska teoria tzw. spójności terytorialnej jest przecież doktrynalnym uzasadnieniem dla realnej władzy komisarzy pracujących w coraz większym stopniu bezpośrednio z europejskimi regionami. Ale Szlachta i Zaleski już wtedy napominali, że bez wysiłku koncepcyjnego i politycznego polskiego rządu i odpowiedzialnego – tak się składało, że akurat polskiego – komisarza, polityka spójności może wcale nie podążyć w latach 2014 – 2020 w dobrym kierunku. Grozi jej „usektorowienie”, czyli słabnięcie pozycji regionów. Może wejść w pułapkę debaty o tzw. miernikach, czyli bezsensowną kłótnię, komu należą się pieniądze. Nie jest jasne, czy przynajmniej dla regionów najbiedniejszych będzie istniał nadal priorytet tzw. konwergencji, czyli – mówiąc ludzkim językiem – pomocy w nadganianiu zapóźnienia. Nie mówiąc już o tym, że to dopiero kryzys przytłumił neoliberalne głosy o potrzebie zerwania z zasadą wspierania biedniejszych na rzecz równoprawnych w całej Unii konkursów grantowych.

Reklama

Niestety nasze Ministerstwo Rozwoju Regionalnego nie sprostało wyzwaniu stworzenia polskiej, dyskutowanej w Europie koncepcji, choć w przypadku kraju wykorzystującego 1/4 funduszów spójnościowych byłoby to naturalne. Ale to zaniedbanie jest szczególnie rażące w przypadku pani komisarz, która nie tylko przez pięć lat miała do dyspozycji świetny brukselski aparat DG Regio. Ale jako człowiek lewicy winna była mieć też ideową motywację dla dania odporu liberalnym antyspójnościowcom. A tu akurat interes Polski wymaga lewicowego nachylenia.

Jednak brak pożytku z brukselskiej aktywności Huebner nie powinien przysłonić faktu, że silny „polski” komisarz ds. spójności winien być dzisiaj celem naszych aspiracji. Tak czy owak, właśnie teraz – w latach 2010 – 2013 – wyjaśni się, na ile polityka ta pozostanie długofalowo atrakcyjna dla całej dwunastki z nowej Europy. Pośrednio – rozstrzygnie się więc także kwestia europejskiej solidarności w jej zasadniczym i najbardziej prozaicznym wymiarze: pieniędzy i mechanizmu ich dystrybucji.

Premier Tusk, mówiąc o zainteresowaniu Polski kwestiami „przemysłu”, podąża – jak się zdaje – w odmiennym kierunku. Chce zapewne, dość ambitnie, aby Polska odegrała istotniejszą rolę przy liberalizacji rynków, zwłaszcza w okresie naszego przewodnictwa. I co ma duże znaczenie: słusznie widzi w tym naturalne pole kompetencji swego zaufanego KLD-owskiego druha Janusza Lewandowskiego. Niestety kwestie spójności nie są akurat kompetencją Lewandowskiego. Rozumiem sposób myślenia premiera, ale z perspektywy podstawowego i najbardziej zagrożonego interesu Polski w Unii proponuję rozważyć walkę o dotychczasowy resort. Oczywiście z nową obsadą.