Piotr Gursztyn: Podoba się panu to, co się dzieje z ustawą medialną?
Jarosław Sellin*: Posłowie Polski XXI konsekwentnie sprzeciwiali się tej ustawie, bo jest zagrożeniem dla przyszłości mediów publicznych. Mydlono nam oczy, że ustawa odpartyjni i odpolityczni media publiczne, że je odkomercjalizuje i doprowadzi do lepszego wypełniania misji, a tymczasem przynosi efekt odwrotny od zamierzonego. Wprost można powiedzieć, że media publiczne zamienią się w media rządowe, bo czymże będą, gdy zostaną całkowicie uzależnione od decyzji finansowania z budżetu. Co roku budżet jest konstruowany przez ministra finansów, akceptowany przez premiera i uchwalany przez koalicję rządową. To bat dany do ręki politykom, by ubezwłasnowolnić media publiczne. No i czymże jest inny efekt tej ustawy, według której ma być mniej środków na media publiczne, jeśli nie pokusą dalszej komercjalizacji? Mówimy o TVP, a zapominamy o Polskim Radiu. Ustawa uśmierciłaby publiczne radio.

Reklama

>>> Gawryluk: Pasztet nadziany abonamentem

Debata zeszła już ze sporu o upolitycznienie i zbytnią komercjalizację mediów publicznych. Teraz mamy spór, czy one w ogóle powinny istnieć.
To fundamentalne pytanie i nie znajduję w PO odpowiedzi na to pytanie. Dostrzegam tam trzy nurty myślenia. Pierwszy, mi najbliższy, nazwałbym patriotycznym wobec mediów publicznych. Uznaje, że media to ważne instytucje dla kultury narodowej, debaty publicznej i edukacji. Ten nurt jest obecny w PO, ale to mniejszość.

>>> Rokita: Abonament to nie sprawa biskupów

Kto jest jego twarzą?
Mimo wszystko minister kultury Bogdan Zdrojewski. Aczkolwiek teraz milczy i to jest niepokojące. Wydaje mi się, że Jarosław Gowin też tu jest. Obok jest nurt, który wygrał w Sejmie. Nazywam ich marginalistami. To ludzie, którzy mówią, że „niech sobie będą te media publiczne, ale dlaczego mają być takie potężne? Dlaczego TVP ma mieć połowę rynku, dlaczego radio publiczne ma mieć czwartą część rynku”? Ci ludzie chcą, by media publiczne były słabsze, co spowoduje zmniejszenie pokus politycznych wokół nich. To argument nawet dość zasadny.

Reklama

A tu kto jest twarzą?
Zastanawiam się, czy nie Donald Tusk. Czy on mieści się w nurcie marginalistycznym, czy w nurcie, według którego media publiczne w ogóle nie są potrzebne.

To ten trzeci nurt?
Tak, likwidatorski. Według niego wszystkie zadania doskonale mogłyby wypełniać media prywatne. Fundamentalnie nie zgadzam się z tym. Wydaje mi się, że dziś w PO spór toczy się między marginalistami a likwidatorami. To ponura konstatacja, bo źle wróży przyszłości mediów publicznych.

Reklama

Ustawa teraz jest w rękach prezydenta. Co powinien zrobić? Zawetować czy skierować do Trybunału Konstytucyjnego?
Przestrzegałbym prezydenta przed wetem. Nie ufam buńczucznym zapewnieniom SLD, że poprze weto. Myślę, że będzie kalkulować politycznie, nie merytorycznie. Rozważy, czy kolejne przyłączenie do weta prezydenta nie zaszkodzi im w oczach elektoratu. Nie wiemy też, jakie są ustalenia z zacisza gabinetów. Nie mam wątpliwości, że ustalenia dotyczyły podziału wpływów – składu personalnego KRRiT, rad nadzorczych, zarządów. Co, jeśli SLD uzna, że jednak opłaci się wprowadzić zmiany w mediach?

Czyli Trybunał?
Tak, by skutecznie wyhamować skutki ustawy, ale także, by dać czas politykom. Teraz jest potrzebne ochłonięcie. Wysłanie do TK gwarantuje, że nie będzie likwidacji abonamentu – ani w tym roku, ani w przyszłym, bo ustawa przewiduje likwidację od 1 stycznia 2010. Abonament oczywiście będzie powoli obumierał, bo przy polityce werbalnej rządu, że to nieuprawniony podatek, ludzie przestają płacić. Niemniej nadal około 700 mln zł jest płacone przez obywateli.

Odrzuca pan argument Tuska, że w czasie kryzysu on nie może dać 880 mln zł, gdy brakuje na leczenie chorych dzieci?
Rozumiem ten argument, ale dlaczego zapewniał od półtora roku, że zniesienie abonamentu to prezent dla społeczeństwa, że zniesie tę niesłychaną uciążliwość w wysokości 17 zł od gospodarstwa domowego? To czysty populizm. Jeśli znosi się abonament, to trzeba zapewnić inne środki publiczne dla mediów. Jeśli nie miał na to pomysłu, to po co z tym wychodził? Abonament jest obok budżetu i w niczym nie przeszkadzał Tuskowi w wydawaniu pieniędzy na chore dzieci.

Dlaczego jednak media publiczne mają być uprzywilejowane ściśle gwarantowaną dotacją, gdy żadna inna instytucja na to nie może liczyć?
Były dobre pomysły uniezależnienia finansowania mediów publicznych od polityków. Były przedstawiane w trakcie prac sejmowej komisji kultury i środków przekazu. Dlaczego nie zostały przyjęte? Np. pomysł, by fundusz zadań publicznych był zasilany przez część podatku VAT od reklam radiowych i telewizyjnych. Byłby to pewien uszczerbek dla dochodów państwa, ale wtedy politycy by nie mogli przy tym gmerać.

Co się stało z innymi pomysłami: np. SLD, by abonament był „przyklejony” do PIT, albo pańskim, by powiązać z opłatą za energię elektryczną?
To było do rozważenia, ale niestety nic się z tym nie dzieje. Przyjęto wariant najgorszy z możliwych, czyli finansowane z budżetu. Urządowienie i stworzenie mediów dworskich.

Surowa ocena. Wierzy pan w zarzut, że PO dąży do likwidacji mediów publicznych, bo chce sprawić prezent mediom komercyjnym?
Nie stawiałbym tak ostrego zarzutu. Ale nie można abstrahować od tego, że PO wyczuwa sympatię ze strony mainstreamu mediów prywatnych. Jeśli w PO jest powszechna opinia o braku konieczności istnienia mediów publicznych, to wynika raczej z przesłanek liberalnych, że lepiej, by wszystko było prywatne. Rozumiem to, ale nie zgadzam się z tym. To tak samo, jakby powiedzieć, że Opera Narodowa lub Muzeum Narodowe powinny utrzymywać się tylko z biletów.

Może prywatyzacja TVP nie jest złym pomysłem?
Nie zgadzam się z tym. Mediom publicznym trzeba pomóc dotrwać w obecnym kształcie do czasu upowszechnienia cyfryzacji, tak by przynajmniej jeden z kilku multipleksów był zagospodarowany przez TVP. Dzięki temu każdy będzie miał dostęp nie tylko do programu pierwszego i drugiego, ale też do TVP Info, TVP Kultura, Historia itd. Od mediów komercyjnych niczego nie może wymagać. W TVP państwo może wymagać, by był kanał z debatą publiczną. Chylę czoło przed TVN 24 i Polsat News, ale to są kaprysy właścicieli prywatnych.

Sprzeciwiając się ustawie, przedłużacie panowanie prezesa Farfała.
Jest problem personalny, ale to proste do rozwiązania. Przez odrzucenie sprawozdania KRRiT. To jednak wymaga szerokiego porozumienia. PO musi porozumieć się z prezydentem, by on też zechciał odrzucić sprawozdanie. Tak by rozwiązać dotychczasowy układ i powołać nową KRRiT, co też wymaga porozumienia. Dzisiaj mamy pięcioosobową Radę, z której dwóch członków mianuje prezydent. Ale okazuje się, że dla PO Lech Kaczyński jest bardziej trędowaty niż prezes Farfał.

Więcej winy jest po stronie PO niż prezydenta i obozu pisowskiego?
Wydaje mi się, że gdyby została złożona oferta rozmowy ze strony rządzących, to mogłaby zostać podjęta przez Lecha Kaczyńskiego.

Więc co dalej się wydarzy?
Po pierwsze nie jest jasny los ustawy. Drugi znak zapytania to kwestia, co z KRRiT w obecnym kształcie? Czyli co z jej sprawozdaniem. A trzecia sprawa: co dalej z radami nadzorczymi, których kadencja właśnie wygasa? Mamy przed sobą pół roku wielkiej niewiadomej. To też sprawdzian dla polityków, bo każdą z tych rzeczy dałoby się rozwiązać dzięki porozumieniu.

*Jarosław Sellin, przewodniczący klubu parlamentarnego Polska XXI, były wiceminister kultury i członek KRRiT