Siła i masowość reakcji na śmierć Michaela Jacksona potwierdza teorie mówiące o tym, że żyjemy w rzeczywistości wykreowanej przez media. Skala wpływu mediów na ludzkie uczucia i przeżywanie świata jest naprawdę zdumiewająca: wystarczy parę godzin i zjawisko o globalnej skali społecznej gotowe.

Reklama

>>> Wakar: Jackson nowym świętym popkultury

Wynika to z ogromnego zapotrzebowania mediów na wydarzenia. Na tym współcześnie opiera się świat mediów: konkurując na wydarzenia, konkurują o widza. Najlepszą metodą zwiększania oglądalności jest zaś pobudzenie zbiorowych emocji. W rezultacie, na przykład dzisiaj, w mediach mamy dwa główne wydarzenia: śmierć Jacksona i powódź, lekko wygrywa Michael Jackson. Inne giną, bo nie mają w sobie tak silnego emocjonalnego potencjału. Wrażenie może robić też łatwość, z jaką media osiągają swój cel –Michael Jackson od paru lat był już praktycznie nieobecny w polskich mediach, podejrzewam, że mało kto go słuchał. Ale mechanizm został uruchomiony i już Polska płacze po Jacksonie. W związku z powyższym nie sposób nie zadać pytania o granicę pomiędzy sprowokowaną a autentyczną, spontaniczną reakcją na wiadomość.

Podobny charakter miała – choć może to niektórych oburzać – zbiorowa reakcja Polaków na śmierć Jana Pawła II. Współcześnie to media odpowiadają za to, że zdarza nam się poczuć wspólnotą. Emocje wokół śmierci Michaela Jacksona czy Jana Pawła II zbliżone są do tych, jakie w latach 80. dawała Polakom Solidarność – wtedy również media odegrały rolę kluczową, choć wtedy były to media oddolne, a nie ogólnokrajowe czy wręcz globalne.

Związek zbiorowej wyobrażni z rzeczywistością jest w dzisiejszych czasach nieznaczny. Jestem jednak sceptyczny co do tego, czy kiedykolwiek było inaczej. Ludzie żyją w rzeczywistości wykreowanej nie z winy mediów, lecz z racji na swoją naturę. Dlatego też jestem daleki od potępiania współczesnych mediów czy załamywania rąk nad czasami, w których przyszło nam żyć. Faktem jest natomiast, że wskutek medialnych mechanizmów wydarzenia niewarte powszechnej uwagi stają się często istotniejsze niż powinny, a nawet „przykrywają” kwestie naprawdę ważne.