Raport „Polska 2030” przedstawiony niedawno przez rządowy zespół ekspertów pod kierownictwem ministra Michała Boniego to bardzo ciekawy dokument. Szkoda tylko, że tak odosobniony. To uderzające – bo tego rodzaju opracowań, czy analiz prognozujących czy sugerujących przyszłość naszego państwa powinno powstawać w Polsce znacznie więcej.Dopiero przez porównywanie, zestawianie tego rodzaju prognoz, dzięki szerokiej publicznej dyskusji, można by wówczas ocenić, która z przygotowanych wizji jest bardziej przekonująca. Ostatecznego rezultatu prac jednego zespołu – nawet jeśli widzimy, że efekty jego analiz są ciekawe, a wynik końcowy wygląda bardzo interesująco – nie można uznać za w pełni miarodajny.

Reklama

Widzimy, że w Polsce brakuje think-tanków i poważnych grup analitycznych, które zajmują się poważnymi analizami stanu naszego społeczeństwa. Dwadzieścia lat temu zmiany w kraju zaczęliśmy, co dobrze, od likwidacji gospodarki planowej. Jednak równocześnie pozbyliśmy się instytucji planistycznych zajmujących się myśleniem o przyszłości, co przecież jest nieodzowne w efektywnym zarządzaniu państwem.

Liberalizm oświecony

Wobec przyjęcia – przynajmniej teoretycznie – wąskorynkowej interpretacji sfery społecznej i gospodarczej, okazało się, że w ten sposób nie da się w ogóle myśleć i rządzić. Nie istnieje czysty rynek i nawet najbardziej zagorzali liberałowie muszą przyznać, że należy brać pod uwagę i uwzględniać w swoich planach kwestie demograficzne i infrastrukturalne. Do tego dochodzą problemy związane z komunikacją, dostawami energii i wiele innych. Mamy więc dzisiaj dokument, który jest dopiero początkiem potrzebnych analiz.

Reklama

Raport „Polska 2030” pokazuje świetnie jedną rzecz – jak bardzo rządzenie i myślenie o przyszłości jest złożone. Nie ma przecież prostej i jednoznacznej odpowiedzi na żadne z kwestii dotyczących wspólnej przyszłości. Nie ma wiec jednoczynnikowej analizy, co jest bardzo charakterystyczne obecnie w Polsce, ale autorzy raportu stwierdzają, jak wiele spraw należy brać naraz pod uwagę: od budowy dróg, modernizacji kolei po budowę elektrowni atomowych i ochronę środowiska naturalnego. Jest to więc bardzo złożony program dla każdego, kto chce uprawiać w Polsce politykę, mając w miarę konkretną i poważną wizję przyszłości.

Przemalowana dyktatura

Tym samym dochodzimy do sedna tego, co jest ukrytą słabością wszelkich rozważań wokół tego raportu, a wiec jak wizja Polski 2030 może być osiągana? Jest to również pytanie zadawane przez Marcina Króla – który w piątkowym „Dzienniku” przedstawił swe wnioski z lektury raportu zespołu Boniego. Król daje jednak odpowiedź w duchu liberalno-autorytarnym, właściwym tradycji francuskiego oświecenia, snując sen o jednym, decyzyjnym ośrodku, w którym będzie wiadomo, jak przeprowadzić te ważne zmiany i zarazem okiełznać „głupi”, nieodpowiedzialny lud. Lud, w którym króluje – jego zdaniem – duch egoizmu i nieokiełznanego indywidualizmu. W wizji Króla ten silny autorytet jest nieodzowny do nadzorowania całego procesu koniecznych przemian. Z drugiej strony jednak Król nie wskazuje mechanizmów równoważących i kontrolujących władzę, a nawet funkcjonowania demokracji. Demokracji, zresztą Król nie lubi i którą najchętniej by jakoś „samoograniczył”. Za to postuluje istnienie silnego suwerena, co jako żywo przypomina nieco przemalowaną formę unowocześnionej tylko quasi-dyktatury.

Reklama

Nowe standardy demokracji

W mojej ocenie zasadniczą zmianą, jaka dziś dokonuje się w Polsce, jest przemiana samych wyborców. Nawet jeśli wciąż tylko około 50 proc. wyborców bierze regularny i aktywny udział w głosowaniach, to jednak rośnie grupa osób dobrze wyedukowanych, widoczny jest awans miasta jako czynnika kulturowego i politycznego oraz wyraźna staje się europeizacja świadomości – wiemy coraz lepiej, że nasze miejsce jest we wspólnej Europie kulturowej i politycznej.

Wszystko to sprawia, że opinia publiczna będzie bardziej krytyczna wobec rządzących, a zarazem „wymusi” pożądane zmiany polityczne i cywilizacyjne w Polsce. Będzie również wpływać na zmiany pośród samych polityków. Na razie jest to grupa słusznie uważana za niedojrzałą i wewnętrznie skorumpowaną. Jeśli więc zmieniają się sami wyborcy, to zmieniać się będą również politycy. W skutek tego partie typu tradycyjnego, takie jak choćby LPR czy być może nawet PiS, będą odchodziły boczny tor. Tym, co przyszłej Polsce będzie potrzebne, są formacje polityczne o myśleniu państwowym, a nie ideologicznym.

Koniec ze słabością państwa

Co więc stanowi najpoważniejsze wyzwanie dla programu Polska 2030? Wielkim współczesnym problemem pozostaje bardzo niska jakość kadry urzędniczej, która jest słabo wykształcona i nieefektywna. Działa w strukturach niemalże dziewiętnastowiecznych, na zasadzie biurokratycznej piramidy, gdzie są naczelnicy nad nimi wicedyrektorzy, a ponad nimi dyrektor. Tymczasem współczesne, efektywne państwo opiera się na profesjonalizmie i zadaniowości. To realizacja zadań i skuteczność w ich rozwiązywaniu powinna dominować nad biurokratyczną hierarchią zależności.

W związku z tym problem przebudowy państwa polega na konieczności unowocześnienia jego administracji. Słabość polskiej rewolucji polega na słabości instytucji, za które państwo powinno brać odpowiedzialność, np. drogownictwa, szkolnictwa czy ochrony zdrowia. Tam, gdzie jest państwo, zwykle okazuje się, że Polska jest słaba, bo słabi są urzędnicy i struktury organizacyjne.

Dość polityki nienawiści

Silne państwo, jakie jest nam potrzebne, to jednak nie państwo silne potęgą jednego lidera zagarniającego całą władzę suwerena, ale również siłą środowisk politycznych (partii), które nim rządzą. Potrzebne jest zerwanie z modelem uprawiania polityki opartej tylko na rozbudzaniu nienawiści i konfliktów. Od czasów Leszka Millera, który stał w totalnej opozycji do rządu Jerzego Buzka, politykę uprawia się przez negację wszystkiego, co robi obecny rząd. Obraz polityki jako wojny medialnej, w której czasem nie wiadomo, o co chodzi poza wzajemnym zwalczaniem się, powoduje, że nie myśli się kategoriami merytorycznymi, kategoriami państwa i sprawy, której należy czy warto wspólnie bronić. Strategia polegająca na zasadzie „jak tylko dołożyć przeciwnikowi” jest anarchicznym i w gruncie rzeczy najbardziej destrukcyjnym sposobem uprawiania polityki, uprawianym dziś przez tandem Donald Tusk – Jarosław Kaczyński. Ta destrukcja wymaga dziś głębokiej rewizji, której mogą dokonać wyborcy, i można mieć tylko nadzieję, że do tego dojdzie.

Konieczne będzie więc zastąpienie myślenia opozycja – rząd w kategoriach wojny myśleniem o współpracy, przekonaniem rządzących, że opozycja może coś wartościowego zaproponować choćby na czas kryzysu, że w sprawach ważnych dla państwa można czasem szukać jej rady, opinii.

Kolejnym elementem jest konieczność wzmocnienia pewnych tylko prerogatyw rządu, o czym głośno dyskutowano jeszcze w 2005 r. Wtedy to choćby padła całkiem sensowna propozycja, by proponowane przez rząd ustawy mogły być albo przyjmowane w całości, albo w całości odrzucane. W ten sposób uniemożliwiłoby się poprawianie rządowych projektów w parlamencie i rozmywanie odpowiedzialności za forsowane rozwiązania. Oczekuję więc szeregu kroków konstytucyjnych, które – moim zdaniem – łatwo przyjąć, a które nie naruszą równowagi sił i władz, jako zasadniczej reguły działania instytucji państwa.

Nie gubmy równowagi

Jeśli ta reguła będzie zagubiona, a gubią ją w swoich propozycjach zarówno profesor Król, jak również obecny rząd, to ostatecznie pojawią się liczne zagrożenia dla demokracji liberalnej, która jest dla mnie wartością nadrzędną. Nie chodzi więc o proste wzmacnianie suwerena, ale czynienie go odpowiedzialnym za to, co robi. Reformy muszą czynić go odpowiedzialnym, a nie zwalającym winę na urzędników czy parlament. Trzecim elementem niezbędnej przebudowy państwa jest wzmocnienie samorządów w kierunku ich odpartyjnienia. Największym złem w Polsce jest obecny model partii politycznych Polsce, gdzie stały się one destruktorami życia publicznego. Stały się kolejnym wcieleniem nomenklaturyzacji państwa, o czym w swoim liście do Tuska wspomina Andrzej Olechowski. Partie, przejmując władzę w państwie, przejmują po prostu państwo, rozbudowując w nim swoje wpływy i interesy.

Liczę więc na proste reformy ustrojowe z zachowaniem zasady równowagi sił i władz, reformę i przebudowę państwa jako podstawowego elementu oraz na zmianę samego elektoratu, który będzie się stale wymieniał, a tym samym wymieniał i stawiał zdecydowanie wyższe wymagania politykom.

Cena kryzysu

Raport „Polska 2030” nie uwzględnia jeszcze dwóch ważnych elementów. Pierwszym z nich jest z pewnością kryzys. Nie bardzo jednak wierzę, że Polska będzie po jego zakończeniu tak bardzo zmieniona. Choć jasne jest, że cena kryzysu będzie wysoka. Istotne dla przyszłości jest również otoczenie międzynarodowe, w jakim się dziś znajdujemy. Sądzę, że ten układ nie jest dla Polski już tak korzystny jak jeszcze kilka lat temu. Pokazuje to zwycięstwo formacji Obamy. Jego prezydentura wydaje się być niezainteresowana Europą Środkowo-Wschodnią. Przesuwa się geografia polityczna i my zostajemy w Europie sami ze swoimi problemami. Stolice europejskie irytować może nasza gnuśność, kłótliwość, nacjonalizm, co spowoduje, że nasz kraj nie będzie dla nikogo znaczącym partnerem.

Dlatego celem Polski jest budowanie wizerunku silnego partnera. Nie chodzi tutaj tylko o działania z gatunku PR, ale zupełnie konkretnie, poprzez rezultaty polityki ekonomicznej, skuteczność rozwiązywania problemów ekologicznych i energetycznych.

***

Raport „Polska 2030” domaga się kolejnych raportów, a także uwzględnienia kontekstu międzynarodowego. W mojej ocenie do 2030 r. Europa ocaleje jako podmiot polityki międzynarodowej i zakładam, że stanie się silną jednostką organizacyjna. Z drugiej strony wszystko wskazuje na to, że będzie ona bardzo głęboko podzielona na tę Europę „starą” i zasobną oraz „nową” i biedniejszą, i nic nie jest w stanie tego podziału osłabić. Ten fakt był ważny w przeszłości i będzie ważący dla naszej przyszłości.

*Paweł Śpiewak, profesor UW i UWM, historyk idei i socjolog, współzałożyciel pisma „Res Publica”