Jeszcze wczoraj można było przeczytać słowa minister pracy Jolanty Fedak, że jej zastępczyni Agnieszka Chłoń-Domińczak nie jest dyskryminowana dlatego, iż ma rodzinę. Te zapewnienia minister Fedak wygłosiła po naszych informacjach, że jej zastępczyni straciła część kompetencji po powrocie z urlopu macierzyńskiego.

Reklama

Dziś ta historia powinna być zakończona – w tym sensie, że minister Fedak przyznaje się do błędu i oddaje Chłoń-Domińczak, skądinąd bardzo sprawnej urzędniczce państwowej, jej poprzednie kompetencje. Dzieje się jednak inaczej. Wiceminister składa dymisję, a pani minister – nie zapomnijmy jej wczorajszych zapewnień – oznajmia, że jest skłonna pożegnać się ze swoją zastępczynią.

To wszystko zdarzyło się w czasie ożywionej ostatnio debaty na temat przyznania kobietom parytetów w polityce. Po to by było ich więcej, by zajmowały bardziej eksponowane stanowiska i by przełamać dominację mężczyzn. Dostaliśmy jednak poglądową lekcję, gdzie jedna pani, której kompetencje kwestionują nawet jej koalicyjni koledzy, przeczołguje swoją podwładną, o której kompetencjach dobrze wypowiada się nawet opozycja. Lekcja przygnębiająca, bo Chłoń-Domińczak po urodzeniu trzeciego dziecka czym prędzej przytruchtała do pracy, nie korzystając z żadnych dodatkowych zwolnień. To skądinąd smutna odpowiedź na pytanie, dlaczego kobiety awansują rzadziej niż mężczyźni. Po prostu faceci nie rodzą, więc w ich przypadku jest o jeden pretekst mniej do rzucenia kłody pod nogi.

Ministerstwu pani Fedak podlegają żłobki, przedszkola, zasiłki rodzinne i wszystkie rozwiązania, które mają pomóc młodym matkom łączyć życie zawodowe z macierzyństwem. Z obowiązku przypomnijmy tu, że każdy rząd łącznie z obecnym obiecywał wiele w tej materii i wiele głosił na temat zagrożeń demograficznych. Jednak minister, która za to odpowiada sama łamie podstawowe standardy. To nie tylko pokaz hipokryzji. To będzie też test na przestrzeganie najbardziej podstawowych uprawnień. Wyobrażają sobie państwo, że podobny skandal byłby tolerowany w krajach, na standardy których wszyscy w Polsce się powołują? Gdzieś na zachód od Odry? Tam Jolanta Fedak nie byłaby już ministrem. I to niezależnie od zobowiązań koalicyjnych, bo odwołałaby ją własna partia w obawie przed gniewem opinii publicznej.

Pamiętają państwo, co działo się, gdy prezydencki minister Andrzej Duda zaatakował ministrów PO za to, że chowają się za ciężarną wiceminister? Usłyszał z ław poselskich, że jest „kanalią” i „łajdakiem”, choć jego niezręczne słowa nie były w ogóle skierowane przeciw Chłoń-Domińczak. Nasłuchał się – i słusznie – że ciąża to nie choroba. Gdzie są dziś ówcześni obrońcy pani wiceminister? Gdzie są Stefan Niesiołowski i Janusz Palikot, bo to oni pokrzykiwali na Dudę? Dziś ich nie słychać, więc można przypuszczać, że w nosie wówczas mieli obronę wiceminister, a jedyne, co ich interesowało, to nawyzywać przeciwnika politycznego.

I tak na koniec: by dymisja Chłoń-Domińczak była ważna, musi ją podpisać szef rządu. Panie premierze, dla kaprysu jednej koalicyjnej minister nie warto autoryzować tak oburzającej niesprawiedliwości!