A jednak mam wrażenie, że Lech Kaczyński nie tyle rozgrywa, co po prostu się waha. Oczami wyobraźni widzę, jak prezydent przechadza się swoim charakterystycznym nerwowym krokiem po gabincie, jak nerwowymi telefonami przywołuje po wiele razy kolejnych współpracowników szukając w ostatniej chwili rady. Może nawet sięgnie po papierosa, choć przecież kilka razy rzucał palenie?

Reklama

Konsekwencje tego weta, gdy wszystkim z końcem roku wygasają uprawnienia do wcześniejszych emerytur, są przecież wielką niewiadomą. Mogą spaść prezydentowi na głowę, co było zresztą intencją Platformy Obywatelskiej. Tak tę ustawę napisano. Ale co więcej, Kaczynski chyba wciąż nie wie, jak go odbiorą ludzie w roli wielkiego hamulcowego. W roli osoby blokującej to co chciały i musiały przecież przeprowadzić wszystkie kolejne rządy, łącznie z PiS-owskim. Co okaże się większym atutem: sympatia ludzi pozbawianych, czasem w drastycznej formie, emerytalnych przywilejów? Czy zniecierpliwienie tych wszystkich Polaków, którzy muszą na owe przywileje łożyć. Radość słabiutkich w Polsce związków zawodowych? Czy rozczarowanie niezrzeszonych, którzy próbują bronią swoich interesów inną drogą niż strajki i demonstracje. Żadne sondaże nie dadzą na to pytanie ostatecznej odpowiedzi. Zwłaszcza, że kryzys może powywracać geografię społecznych nastrojów jeszcze wiele razy.

Sądzę, że w ostateczności raczej zawetuje - bo emocje wezmą górę. Emocje profesora prawa pracy, który miał zawsze zwiazkowy temperament i zwiazkowe sympatie. I emocje polityka chcącego zrobić kłopot nielubianemu rządowi - nawet za cenę kłopotów własnych. Ale majątku bym na tę jego decyzje nie postawił. Z rzadka Lech Kaczyński potrafi jednak zaskoczyć.