Chodzi oczywiście o zamieszanie wokół wypisywania recept i udowadniania prawa do nieodpłatnego leczenia. Okazało się bowiem (pod naciskiem lekarzy i aptekarzy), że załatwienie spraw od lat niemożliwych do ustalenia, jest dziecinnie proste. Od wczoraj pacjent nie musi już przedstawiać w przychodni druku ZUS RMUA. Wystarczy oświadczenie woli.
Mądrzejsze głowy tłumaczą mi, że ustawa zdrowotna dopuszcza oświadczenie woli, jako dokument potwierdzający prawo do świadczeń zdrowotnych. Tylko dlaczego dopiero teraz, skoro ustawa jest z 2004 roku? Dlaczego nikt mi nie powiedział o tym wcześniej? Odpadłaby mi połowa stresu w czasie wizyt w poradniach.
Ale to niejedyny przykład traktowania przepisów wybiórczo czy pod dyktando chwili. Fundusz zapewnia również, że jeżeli nawet na druku recepty po 1 stycznia 2012 r. znajdzie się pieczątka „Refundacja do decyzji NFZ”, to aptekarz ją zrealizuje, a fundusz zaakceptuje. Tylko że w rozporządzeniu, które określa, jakie dane i pieczątki mogą znaleźć się na takim druku, nie ma mowy o tej, którą chcą przystawiać zbuntowani lekarze. Czy w związku z tym, jeżeli namalowałabym na recepcie np. kwiatek, to fundusz też ją uzna za poprawnie wystawioną?
Rozumiem trudną sytuację, w jakiej znaleźli się minister zdrowia i NFZ, oraz chęć polubownego rozwiązania sporu z lekarzami i aptekarzami. Nie rozumiem jednak sposobu załatwienia sprawy. To kolejny argument, który potwierdza inne stwierdzenie – konflikty psują prawo.