Teraz, gdy rosyjska piechota morska prowokuje konflikt na Krymie, a paramilitarne oddziały okupują parlament w Symferopolu – powtarzamy tezę, że wywołanie wojny przeciw Ukrainie będzie początkiem końca Władimira Putina. Już dziś widać jaskółkę tego upadku. Putin po prostu przelicytował.

Reklama
Rosyjski prezydent wywrócił stolik, bo to, co się dzieje na Ukrainie, z jego punktu widzenia jest zabójcze. Po raz drugi "chochły" – jak pogardliwie nazywa się w Moskwie Ukraińców – udowodnili, że są w stanie obalić jedynowładcę, do którego stracili zaufanie. Jeśli udało się w Kijowie, dlaczego nie w Moskwie? Stąd decyzje Putina. Swoista ucieczka do przodu, która zamiast żelaznej logiki ma w sobie zarzewie upadku. Bo zamiast chaosu na Ukrainie, pękania po kawałku państwa, mamy konsolidację oligarchów i pojednanie w obliczu zagrożenia. Sami Ukraińcy nie zafundowaliby sobie opcji zerowej i grubej kreski. Zapewnił im ją Putin.
Rosjan wspierają absolutnie przegrani – byli funkcjonariusze Berkutu czy korespondencyjnie z Rostowa eksprezydent Janukowycz. Putin nie dostrzega, że nie da się podbić 45-milionowego państwa, którego większość obywateli kieruje się logiką wolności i godności, a nie mentalnością KGB i homo sovieticus. Ukraina to nie Rosja, jak pisał były prezydent Leonid Kuczma. To niemal truizm, ale jakże ważny, by zrozumieć sąsiada. Tę tezę sformułował polityk z Dniepropietrowska, który obejmował urząd, nie mówiąc po ukraińsku. Nie pisał tego granciarz finansowany dolarami Freedom House. Putin albo nie chce, albo nie umie tego dostrzec. Nie zauważa, że podobną logiką kierują się finansujący do niedawna Janukowycza Rinat Achmetow czy współpracujący niegdyś z moskiewską mafią sołncewską oligarcha ukraiński Dmytro Firtasz. Niemal wszyscy myślący ludzie od Bugu po Doniec.
Putin w rozumowaniu o Ukrainie przekleja za to kalki rosyjskie. Traktuje ją z mieszaniną lęku i pogardy. Kompleksu wyższości i niższości jednocześnie. Obawia się, by w tej jego Małorosji, na tym – jak to powiedział na szczycie NATO w Bukareszcie, a czego byliśmy świadkami – "terytorium" nie kiełkowały idee godnościowe. By "faszyści" i "banderowcy" nie pojawili się na placu Bołotnym. I by on sam nie musiał salwować się ucieczką. Właśnie dlatego rosyjski prezydent działa nieracjonalnie. Jak schyłkowy Janukowycz rozpoczyna spiralę niewytłumaczalnych decyzji. Na wojnę z Ukrainą go nie stać. Jeśli się w nią uwikła, to na lata. A "chochły" doprowadzą go do upadku.