Nie ma lepszej analizy trwającej od kilku dni gry dyplomatycznej w Brukseli. Jeśli tłumaczyć komuś z zagranicy, o co chodzi z kandydaturą Saryusz-Wolskiego i grillowaniem Tuska, opis przedstawiony przez Gombrowicza jest najtrafniejszy. Próżno szukać po obu stronach głębi strategii dyplomatycznej. Próżno ustalać jej cel i wyjaśniać za pomocą pojęć politologicznych. Były polski premier nie zadał sobie trudu, by w staraniach o drugą kadencję skontaktować się z przedstawicielami władz w Warszawie i poprosić je o wsparcie. Wolał zadać Ostrogę, krytykując „bezstronnie” PiS. Rząd nie mógł się powstrzymać przed dintojrą. W końcu „w łeb dostał”.
Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której w podobny sposób Los inny na Naturze wymuszają Francuzi, Niemcy czy Irlandczycy. Nie sposób sobie wyobrazić sytuacji, w której przedstawiciele – nawet skrajnie różnych ugrupowań politycznych – obrzucają się publicznie błotem na widoku i ku uciesze całej Europy. Mocna krytyka Marine Le Pen polityki europejskiej prowadzonej przez Angelę Merkel i Francois Hollande’a wygłoszona w Parlamencie Europejskim nawet nie ocierała się o pułap żółci, który obserwujemy przy okazji wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej.
Francuski socjalista w odpowiedzi na zarzuty Le Pen powoływał się na odległego mu ideowo de Gaulle’a i chadeka Adenauera. David Cameron wyprowadził Wielką Brytanię z Unii Europejskiej, ale pogardliwe wypowiedzi pod jego adresem ze strony politycznych rywali legitymujących się brytyjskim paszportem to margines. Mimo rażących błędów w polityce migracyjnej Angeli Merkel, nikt w RFN nie odbiera jej obywatelstwa.
Reklama
Gdy Hugo Chavez na jednym ze szczytów państw iberoamerykańskich w stolicy Chile przerwał wystąpienie ultralewicowego premiera Hiszpanii Jose Zapatero, konserwatywny król Juan Carlos I odruchowo rzucił w kierunku populisty lapidarne: „Dlaczego się nie zamkniesz?”. Przypomnijmy szerszy kontekst tej sytuacji: król stanął murem za lewakiem, który z kolei bronił przed Chavezem swojego poprzednika z prawicy Jose Maria Aznara (prezydent Wenezueli nazwał go faszystą). Zapatero bronił konserwatysty, który w czasach generała Franco był złotym dzieckiem lidera prawicy Manuela Fragi i najpewniej na pamięć znał słowa pieśni „Cara al Sol”.
Hiszpanie, którzy do dziś z trudem zasypują podziały po wojnie domowej między komunistami i falangistami – w Santiago de Chile wybrali postawę, która przeszła do historii. Łącznie z tym, że król ostentacyjnie zwrócił się do Chaveza per „ty” („te”), a nie formalnym odpowiednikiem „pana” („se”), odzierając go ostatecznie z powagi. Lewicowy szef rządu i monarcha zadziałali intuicyjnie. Reprezentując postawę godnościową, nie mogli postąpić inaczej.
Dali dowód, że wielkości narodu nie mierzy się liczbą deklaracji o powstawaniu z kolan. To raczej zdolności do spontanicznego odnajdywania granic w prowadzeniu wojen domowych. Wyznaczaniu ich po to, by pewnego dnia nie skończyły się utratą podmiotowości.
W Polsce mamy swoje metody. Najpierw skompromitowaliśmy się, wyprowadzając wewnętrzny spór polityczny o Trybunał Konstytucyjny na forum Parlamentu Europejskiego i Komisji. Dziś kompromitujemy się, wojując z Tuskiem na forum Rady Europejskiej. Jest dokładnie tak, jak mówił Rachmistrz:

„Żal się Boże, toż znów nam na tej wojnie tyłków piorą. I znowuż Przegrana! Przeklęty, przeklętyż los! A czy to Natura nami pogardziła, że tyż nic nam na Dobre, na Udane, na Szczęśliwe nie chce wyjść (...) A toż pusta Lufa nasza! A toż podobnież Natura nas nie chce i, wzgardliwa, za słabość naszą Śmierci, Zagłady nam życzy!”.