Robert Mazurek: Wielu artystów manifestuje teraz swoje poglądy polityczne.
Piotr „KęKę” Siara: Ja nie. Głosuję w wyborach, jasne, ale się nie angażuję.
Nie demonstruje pan?
Nie dzieje się nic takiego, co miałoby mnie przerażać, martwić. Ani moja wolność nie jest zagrożona, ani żadne swobody. Moich tekstów nikt nie chce cenzurować, więc nie.
Zostawmy to. Żyje pan z płyt czy z koncertów?
Równomiernie. Muzycy rockowi mają tantiemy z radia, nas nie grają, ale za to lepiej sprzedajemy płyty. Tak samo bilety – to my jesteśmy głównym nurtem, choć nas nie ma na dożynkach.
Ale to i tak nie są setki tysięcy sprzedanych płyt.
Pomaga mi to, że sam jestem wydawcą swoich płyt.
Faktury, przelewy, biznesmen z pana.
Si, señor Mazurek. Jestem biznesmenem, płacę podatki, ZUS, wszystko…
Wzorem innych gwiazd rapu ma pan też markę odzieżową?
Pojedyncze ciuchy, ale nie mogę się temu poświęcić, bo doba jest ograniczona i mam inne sprawy. Czas nie jest z gumy.
Pisze pan słowa swoich utworów.
Tak, za muzykę odpowiadają producenci, a ja piszę teksty i potem je melorecytuję, staram się podśpiewywać. Nigdy nie nazywam się muzykiem, tylko raperem. Ale czy tekst w rapie jest ważniejszy niż w rocku czy w popie? Nie wiem.
Ludzie jednak wiedzą, co pan do nich śpiewa. Myśli pan, że Beata Kozidrak też ich ujmuje przekazem?
Myślę, że wiele osób się utożsamia. Jedno, co różni rap od popu czy rocka, to fakt, że na pewno nie jesteśmy muzyką tła, muzyką towarzyszącą, dlatego właściwie nie ma nas w radiu.
To prawda, nie da się was słuchać ot tak, przy okazji.
Bo to muzyka, która wymusza uwagę, koncentrację.