Magdalena Rigamonti: Doradzał pan wtedy Grzegorzowi Schetynie?
Prof. Janusz Czapiński: Nie, tylko rozmawialiśmy. Przed eurowyborami Grzegorz Schetyna był taki napalony, żeby zrobić jedną koalicję i na wybory unijne, i na wybory parlamentarne krajowe. Wybiłem mu to wtedy z głowy. Tłumaczyłem, że wszyscy w opozycji do partii rządzącej mają jeden wspólny motyw europejski, tj. przywrócenie dobrej pozycji Polski w UE. Ale jeśli chodzi o wybory krajowe, to nie ma w zasadzie żadnego wspólnego motywu, bo każda partia walczy o swoją tożsamość, ma swoje wyobrażenia, jak powinna wyglądać polityka krajowa. Mówię do Schetyny: niech pan utnie to budowanie szerokiej koalicji na wybory krajowe, to nie ma sensu. I następnego dnia w radiu jeden z polityków PO powtórzył moje słowa o ucinaniu. Wcześniej Grzegorz Schetyna kilka razy prosił mnie o radę. Najpierw wtedy, kiedy był w strasznym dole, kiedy Donald Tusk go zakopał, schował.
Przesunął do pieczary, dawno, za poprzednich rządów.
Wówczas powiedziałem gdzieś publicznie, że uważam Schetynę za mocnego człowieka, bardzo cierpliwego, potrafiącego czekać na swój moment. Musiał to usłyszeć, bo do mnie zadzwonił i zaproponował spotkanie. Czułem, że jest kłębkiem nerwów. To był 2014 r. Powiedziałem mu, że po wyborach zostanie szefem Platformy Obywatelskiej, ponieważ PO przegra wybory i będzie trzeba na kogoś zrzucić winę. A on był nie tylko z boku, był właściwie poza Platformą. Wiedziałem, że ma dobre kontakty z ludźmi w PO i jest doskonałym organizatorem gabinetowym. I powiem szczerze, że bardzo go ta moja przepowiednia podniosła na duchu. Bardzo. Powiedziałem mu też: nie ma pan żadnej charyzmy, wobec tego nigdy nie będzie pan liderem – w sensie porywania tłumów. Ale ponieważ jest doskonałym organizatorem, nie pozwoli się pan rozpaść tej partii po klęsce. I tak się stało, nie pozwolił. Pojedyncze osoby odeszły czy też – mówiąc precyzyjniej – Schetyna pomógł im odejść.
Małgorzata Kidawa-Błońska na premiera to też pana pomysł?
Nastąpiło tajemnicze zjawisko. Mianowicie miałem w swoim telefonie, w kontaktach, telefon do Grzegorza Schetyny pod hasłem: „Schetyna”. I ten telefon zniknął. I nie wymieniałem w międzyczasie komórki.
Kto panu go wykasował? Służby jakieś?
Nie wiem, czy służby czy Chińczycy. Zniknął. Zresztą kilka innych numerów też mi zniknęło.
Należących do prominentnych polityków?
Zazwyczaj tak. A to jeszcze było przed Pegasusem. Chociaż może Pegasus był już testowany, może w ramach pakietu premium mieliśmy pół roku Pegasusa za darmo. Co do Kidawy-Błońskiej, to moim zdaniem jej wystawienie na pierwszy ogień było ruchem zupełnie zbędnym.
WIĘCEJ W PIĄTKOWYM WYDANIU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ I NA E-DGP