Udawanie, że pakt nie cierpi co najmniej na demencję, może poprawiać samopoczucie. Ale nie zwiększy poziomu bezpieczeństwa. Macron zadał poważne pytania, na które 70 lat po powołaniu Sojuszu należy poszukać odpowiedzi.
Koncepcje prezydenta Emmanuela Macrona to przystępnie wyłożona wizja współczesnego francuskiego nacjonalizmu. Doktryna ubrana jest we frazesy o konieczności współpracy i budowania wspólnoty. Takiej, która skutecznie zmierzy się z nowymi wyzwaniami: Chinami czy równie groźną Ameryką Donalda Trumpa. Macron wspomina, że Europa znajduje się nad przepaścią i musi zacząć myśleć o sobie w kategoriach strategicznych i potęgi geopolitycznej. Bo jeśli tak się nie stanie, straci możliwość "kreowania własnego losu" i zostanie wystawiona na pastwę Chin i USA.
W zasadzie podmieniając rzeczownik "Europa" na "Francja", znajdziemy w tym wywiadzie gotowy wykład na temat współczesnych lęków Paryża. Stolicy, która uwielbia uwspólnotowianie własnych problemów oraz nacjonalizację wspólnotowych zysków. Tak było w czasie kryzysu zadłużenia – gdy Paryż naciskał na Berlin w kwestii emisji euroobligacji, które mogłyby pomóc jej niewydolnej gospodarce kosztem m.in. niemieckiego podatnika. I wówczas gdy Francja – wraz z utratą konkurencyjności – zaczęła lansować, wbrew podstawowym wolnościom unijnym i zdrowemu rozsądkowi, bliżej niesprecyzowane pojęcie dumpingu socjalnego ze strony dynamiczniejszej gospodarczo Europy Środkowej.
Reklama