Zgłaszane przez część polskich polityków i komentatorów wątpliwości co do unijnej Karty Praw Podstawowych muszą budzić zdziwienie co najmniej z trzech powodów. Przede wszystkim wszystkie wartości, które są w niej zawarte, można w tej czy innej formie odnaleźć również w polskiej konstytucji. Są to wartości, które stanowią podstawę aksjologiczną polskiego porządku prawnego.

Reklama

Czytelnie wykazało to zestawienie, jakie przygotowało biuro zagraniczne Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Widać w nim dobitnie, że nie ma znaczących aksjologicznych różnic pomiędzy zapisami konstytucji i Karty, sprzeciwianie się jej przez Polskę jest zatem w najwyższej mierze nieuzasadnione. Również obawy dotyczące rzekomego narzucania Polsce uregulowań związków partnerskich czy ochrony życia - eutanazji i aborcji - nie mają żadnych podstaw, ponieważ Karta nie odnosi się do kwestii, w których Unia Europejska nie ma kompetencji, a w tych obszarach tak właśnie jest.

Po wtóre, Polska potrzebuje dziś integralnego, całościowego członkostwa w Unii Europejskiej. Jeśli nie ma absolutnej konieczności sprzeciwu, nie powinniśmy go stosować. Zamiast wyłączać się z inicjatyw europejskich lepiej się w nie z całym przekonaniem zaangażować, począwszy od strefy otwartych granic ustanowionej układem z Schengen czy strefy wspólnej waluty, a także właśnie Karty Praw Podstawowych. Unia Europejska powstała po to, by kraje miały ułatwioną współpracę na różnych szczeblach. Trudno zatem być pełnoprawnym uczestnikiem Wspólnoty, kontestując jej kolejne przedsięwzięcia.

Po trzecie, wreszcie Polska od samego początku jest tym krajem, który stara się głośno mówić o Unii jako wspólnocie opartej na wartościach. Odwołujemy się do aksjologii, chcąc prowadzić politykę wsparcia praw człowieka i dążeń demokratycznych za wschodnią granicą. Jako więc współautorzy i postulatorzy silnej polityki zagranicznej Unii, skierowanej zwłaszcza na Wschód Europy, nie możemy jednocześnie podważać wspólnej podstawy aksjologicznej. Stalibyśmy się wówczas w swoich dążeniach wobec Ukrainy czy Białorusi niewiarygodni.

Wobec więc tych trzech faktów - Karta jest zgodna z naszym katalogiem wartości, jest warunkiem uczestniczenia w głównym nurcie życia Wspólnoty Europejskiej, wreszcie jest elementem wiarygodnej polskiej polityki. Platforma Obywatelska pracuje właśnie nad tym, jak pogodzić tych, którzy mają wątpliwości co do Karty, z polską racją stanu urzeczywistnianą na arenie europejskiej. Mamy czas do 12 grudnia i wierzę, że uda nam się przekonać do rozwiązań, które wzmocnią Polską pozycję w Europie.

Sprawą nadrzędną pozostaje oczywiście przyjęcie traktatu reformującego Unię Europejską. Toczą się rozmowy, które - mam nadzieję - doprowadzą również do tego, byśmy wraz z traktatem podpisali Kartę Praw Podstawowych. Czy i jak do tego dojdzie, to wciąż sprawa wewnętrznych polskich rozmów i ustaleń.

Gdyby te rozmowy nie przyniosły efektu, Polska pozostanie sygnatariuszem protokołu brytyjskiego: podpisanie przez nas traktatu reformującego nie będzie obejmować Karty Praw Podstawowych. Taki jest stan prawny już dziś. Przedłużanie go jednak skazuje Polskę na peryferyjną rolę w Unii Europejskiej. Jeśli jakieś kraje - np. Wielka Brytania czy Szwecja - sytuują się poza strukturami militarnymi Wspólnoty, poza strefą Schengen, poza strefą euro, poza wspólną polityką wewnętrzną i wymiaru sprawiedliwości czy wreszcie poza Kartą Praw Podstawowych, oznacza to dla nich pewnego stopnia marginalizację w działaniach Wspólnoty. Ich pozycja podczas negocjowania rozwiązań, na których im samym zależy, jest przez to słabsza. De facto rezygnując z udziału w rozmaitych unijnych inicjatywach, kraje takie skazują się na półczłonkostwo.

Polsce powinno zależeć na członkostwie integralnym, ze wszystkimi zobowiązaniami wynikającymi z uczestnictwa we Wspólnocie, ale też ze wszystkimi płynącymi stamtąd przywilejami. Polska ma prawo aspirować do twardego rdzenia Unii Europejskiej, a przy podejmowaniu unijnych decyzji do pierwszej ligi liczących się państw. Nie ma powodu, byśmy mieli z tych aspiracji na własną prośbę rezygnować.