Polskie wojsko było i nadal jest dla Amerykanów ogromną pomocą i wsparciem w Iraku. Docenialiśmy to i zawsze będziemy doceniać, więc nie ma żadnego powodu, by władze w Warszawie stawiały nas przed faktem dokonanym i jednostronnie podejmowały decyzję w tak ważnej sprawie, jaką jest termin zakończenia irackiej misji. Chyba że taki manewr byłby obliczony na świadome i celowe przysporzenie Stanom Zjednoczonym problemów - tak jak to swego czasu uczynili Hiszpanie, którzy pod naporem własnej opinii publicznej błyskawicznie wyszli z Iraku.
Takie posunięcie byłoby jednak ze wszech miar niefortunne i niewykluczone, że pociągnęłoby za sobą poważne konsekwencje polityczne - mogłoby się wówczas okazać, że Waszyngton zacznie na przykład wykazywać mniejsze niż dotychczas wyczulenie na sprawy ważne dla Polski i mniejszą chęć współpracy w kwestiach dla waszego kraju kluczowych. Mam jednak szczerą nadzieję, że nie o to w tej sprawie chodzi, a decyzja polskiego rządu w sprawie Iraku jest starannie przemyślana i będzie konsultowana z administracją prezydenta George’a Busha.
Biorąc pod uwagę dotychczasową doskonałą współpracę między naszymi krajami i tradycyjnie bardzo dobre stosunki na linii Warszawa - Waszyngtonem, nie wierzę w scenariusz, zgodnie z którym polski rząd planowałby natychmiastowy odwrót swoich wojsk, bez powiadomienia o tym Pentagonu. Należy przecież najpierw dokładnie omówić wszystkie szczegóły związane z takim posunięciem: chodzi tu nie tylko o termin ewakuacji jednostek, ale również wyposażenia żołnierzy. I oczywiście kluczowe znaczenie ma uzgodnienie, kto przejmie po polskich żołnierzach obowiązki, jakie oni dotychczas wykonywali.
Amerykanie liczą się z tym, że sojusznicy będą ich stopniowo opuszczać i starają się do tego dobrze przygotować. A liczebność polskiego kontyngentu w Iraku nie jest tak wielka, by jego wycofanie mogło stanowić dla amerykańskiego dowództwa jakiś ogromny problem. Pod jednym wszakże warunkiem - że cała operacja zostanie przeprowadzona w rozsądny sposób. W przypadku Polski taki właśnie rozsądny odwrót można przeprowadzić w czasie mniej więcej sześciu miesięcy od chwili rozpoczęcia operacji.
Na szczęście wycofanie polskich oddziałów z Iraku nie nastąpi w okresie krytycznym dla wojny. Zaczynamy ostatnio dostrzegać jaskółki bardzo pozytywnych zmian, widzimy sygnały, które dodają nam wiary, że stabilizacja sytuacji w tym kraju mimo wszystko jest możliwa. Pomagają nam dziś nie tylko wojska alianckie, ale zwykli Irakijczycy, którzy współpracują z amerykańskim wywiadem i umożliwiają rozpracowywanie działających na miejscu komórek terrorystycznych. Nie jest - rzecz jasna - aż tak dobrze, żeby można było sobie już teraz gratulować zwycięstwa w wojnie z terrorem, ale z pewnością sytuacja jest stabilniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że również wojska amerykańskie wycofają się z Iraku tak szybko, jak będzie to możliwe. Zawsze byłem jednak przeciwny ustalaniu konkretnej daty ewakuacji, ponieważ w moim przekonaniu takie wyznaczanie terminów sprzyja przede wszystkim terrorystom. Dostają oni bowiem taką oto wiadomość: jeśli zdołacie utrzymać się w grze do konkretnego terminu, Amerykanie wyjadą. Co więcej, jeśli Irakijczycy będą sądzić, że Amerykanie się wycofają, z pewnością nie będą chcieli identyfikować się z obecnymi władzami i działać na rzecz poprawy sytuacji. Każdy będzie chciał znaleźć sposób na przeżycie w sytuacji chaosu, który bez wątpienia nadejdzie. To byłaby prawdziwa katastrofa.
Chciałbym jednocześnie zaznaczyć, że nie sądzę, iż wycofanie polskich wojsk z Iraku może wpłynąć na przebieg rozmów w kwestii rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. To są dwie różne sprawy i nikomu - a na pewno nie Stanom Zjednoczonym - nie zależy, żeby je ze sobą łączyć. Tutaj stawką jest wojna z terrorem i przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu broni nuklearnej, a Polska już zawsze pozostanie częścią międzynarodowej koalicji dążącej do pokoju na świecie.