Polskie władze muszą prowadzić rozmowy na temat ewakuacji swoich wojsk z Iraku równocześnie z amerykańskimi sojusznikami oraz władzami irackimi, bo tylko wtedy możliwe będzie ustalenie realnego kalendarza przekazywanie kontroli siłom irackim. To, jak szybko Polacy opuszczą Irak, zależy bowiem przede wszystkim od tego, czy Irakijczycy są już gotowi na przejęcie kontroli nad strefą, w której obecnie stacjonują Polacy, a jeśli nie - to jak szybko są w stanie się do tego przygotować.
Przyjrzyjmy się, jak ewakuację swoich oddziałów przeprowadzili Brytyjczycy. W tej chwili w Iraku wciąż stacjonuje około 4,5 tys. żołnierzy brytyjskich, ale ich liczba ma się spaść do około 2,5 tys. do wiosny przyszłego roku. Decyzja o wycofaniu wojsk została podjęta już jakiś czas temu, ale samo wycofanie przebiegało stopniowo, tak żeby przejmujące kontrolę nad brytyjską strefą siły irackie były w stanie poradzić sobie z trudną sytuacją.
Ale najważniejsze jest to, że od kilku miesięcy, a być może nawet trochę dłużej, żołnierze brytyjscy nie mieli zbyt wiele do zrobienia w kontrolowanych przez siebie rejonach. Decyzja o tak powolnym wycofywaniu wojsk miała więc charakter czysto polityczny - Amerykanom bardzo zależało bowiem na jak najdłuższej obecności Brytyjczyków, nie tyle nawet ze względu na liczebność kontyngentu, ale z powodu bliskich stosunków, jakie łączą Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Poza tym wycofanie się najsilniejszego sojusznika z Iraku ma poważne znaczenie w dyskusji na temat przyszłości irackiej misji, jaka od dłuższego czasu toczy się w USA. Gdyby więc Brytyjczycy opuścili Irak natychmiast po tym, jak podjęli taką decyzję, waszyngtońska administracja musiałaby stawić czoła temu, że siły amerykańskie są teraz w Iraku niemal całkowicie osamotnione.
Wiedząc o tym, brytyjski rząd zdecydował się więc maksymalnie wydłużyć stacjonowanie swojego kontyngentu z Iraku głównie po to, aby politycznie wesprzeć amerykańskich sojuszników. Bo jeśli chodzi o wypełnienie głównych celów misji, to już od dawna Irakijczycy byli wyszkoleni i przygotowani do przejęcia kontroli. Dalsze pozostawanie w Iraku nie miało więc sensu, zwłaszcza że silnego wsparcia potrzebowała właśnie misja w Afganistanie, a na dodatek brytyjska opinia publiczna mocno naciskała na zakończenie irackiej operacji.
Dla Brytyjczyków najistotniejsze było to, żeby wyjść z Iraku z twarzą i żeby ta ewakuacja nie wyglądała jak pospieszna, albo nie daj Boże, paniczna ucieczka. Należało więc przede wszystkim dostarczyć sojusznikom mocnych argumentów na rzecz odwrotu z Iraku. A informacja, że siły irackie są już odpowiednio przeszkolone i gotowe przejąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo w prowincji kontrolowanej dotychczas przez siły brytyjskie, dawała doskonałą podstawę do stwierdzenia, że czas wreszcie opuścić to stanowisko. Poza tym dokładne określenie daty wycofania się umożliwiło Irakijczykom przygotowanie się do przejęcia pełni odpowiedzialności za brytyjską strefę. Znając termin wycofania się brytyjskich oddziałów, mogli przyspieszyć szkolenie swoich sił.
Dlatego powtórzę raz jeszcze, że cała operacja wycofywania się z Iraku nie zależy tylko od ustaleń z Amerykanami, ale również od tego, na ile Irakijczycy są rzeczywiście gotowi do przejęcia kontroli nad prowincją nadzorowaną dotychczas przez Polaków. Bo w całej sprawie chodzi przede wszystkim o ograniczenia polityczne, a nie wojskowe. Nasze wojska mogły się wycofać z kontrolowanej przez Brytyjczyków Basry już kilka miesięcy temu, jednak - jak już mówiłem - zostaliśmy tam ze względu na Amerykanów. Podobnie będzie zapewne w przypadku Polaków - nawet jeśli wszystkie cele waszej misji zostały już osiągnięte, wasi sojusznicy mogą i mają prawo poprosić, żebyście pozostali w Iraku tak długo, jak to tylko możliwe. I jeśli polscy żołnierze są tam bezpieczni, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zostali w Iraku trochę dłużej.
Brytyjskie władze wykonały kalkulację, z której jasno wynikało, że życie ich żołnierzy jest poważnie zagrożone, a reakcja opinii publicznej w Wielkiej Brytanii będzie bardzo gwałtowna, jeśli termin wycofania wojsk z Basry będzie odkładany w nieskończoność. Przecież nawet w okresie między zapowiedzią wyprowadzenia wojsk a rzeczywistym opuszczeniem Basry ginęli kolejni brytyjscy żołnierze.
Trudno wprawdzie idealistycznie wierzyć, że ludzkie życie jest najważniejszą sprawą w podejmowaniu politycznych i wojskowych decyzji, ale nie możemy cynicznie twierdzić, że nie ma ono zupełnie żadnego znaczenia. Polityczne decyzje już nieraz powodowały śmierć wielu ludzi i nie ma powodów, by przypuszczać, że skoro działo się to tak często w historii, to tym razem będzie inaczej. Ale jeśli kiedykolwiek można w jakiś sposób ograniczyć straty w ludziach, to zawsze należy to czynić.
W bilansie, w którym z jednej strony mamy życie żołnierzy a z drugiej jakieś polityczne korzyści, wybór - choć bardzo trudny - wydaje się jednak dość oczywisty. Powinien o tym pamiętać polski rząd, zwłaszcza że już dawno wywiązał się ze swoich zobowiązań wynikających z udziału w misji irackiej.