Argumenty Wolnych Demokratów są natury demograficznej. W starzejącym się społeczeństwie niemieckim polityczne rozstrzygnięcia są w rękach starców i emerytów, podczas gdy 18 milionów dzieci i młodzieży nie ma żadnego wpływu na politykę. Jest to, zwłaszcza jak na liberałów, bardzo idealistyczna motywacja w odróżnieniu od ich poprzedników, Zielonych, którzy chcieli obniżyć wiek wyborczy z pobudek pragmatycznych, wiążąc go z obniżeniem legalnej granicy uprawiania seksu z nieletnimi. Kto ma prawa wyborcze, może też pójść do łóżka z apostołem postępu.
Liberałom się udało. Wrócili z hukiem do mediów, nie tylko niemieckich, także zagranicznych. Doświadczenie uczy nas, że najgłupsze pomysły z Zachodu są w Polsce omawiane i adoptowane z całą powagą. Możemy się więc spodziewać serii artykułów o konieczności przyznania praw wyborczych dzieciom i młodzieży w najpoważniejszych gazetach, zasadniczych dyskusji z udziałem socjologów i politologów, badań opinii publicznej, z których będzie wynikać, że Polacy są życzliwi wobec dzieci i ich praw, aż wreszcie któraś z partii, raczej przegranych, może LiD, a może nawet Samoobrona wpisze sobie głosy dzieci do programu. Już widzę te argumenty - dzieci nie będą głosować na Kaczorów, tylko na Donaldów. Przypomni się nam, że Chopin komponował mazurki w wieku sześciu lat, Aleksander Macedoński - mając 16 lat - był fenomenalnym wodzem, a Lechoń w tym samym wieku napisał genialny "Karmazynowy poemat”. Hasłem Rzeczypospolitej Dziecinnej będzie cytat z Mickiewicza "Dzieckiem w kolebce, kto łeb urwał hydrze, ten młodym zdusi centaury, piekłu ofiarę wydrze, na nocleg pójdzie do Laury”. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Nawet na dyskusję, czy prawa wyborcze uzyskuje się z chwilą narodzin, czy jeszcze wcześniej - z chwilą poczęcia.
Będzie wiele problemów do praktycznego rozstrzygnięcia. Dla dzieci młodszych, które jeszcze nie nauczyły się czytać i nie potrafią przesylabizować nazwisk kandydatów, na kartach do głosowania trzeba będzie, jak w przedszkolnej szatni, używać symboli. Platforma Obywatelska - muchomorek, PiS - oczywiście kaczorek, LiD - gruszka (na wierzbie), a PSL - świnka z ryjkiem. W komisjach wyborczych dostępne będą kolorowe flamastry i czyj symbol dziecko pokoloruje - ten wygrał.
A jakie piękne będą kampanie wyborcze. Kandydaci nie będą musieli udawać więcej dorosłych i dojrzałych. Plakaty będą przedstawiały liderów partii bawiących się w kółko graniaste i grających w "chodzi lisek koło drogi”. Na wiecach mówcy zamiast przemawiać o sprawiedliwości społecznej - będą pokazywać, jak krówka robi, a niewykluczone, że sami będą tak robić. W telewizyjnych spotach będzie się pokazywać zezowate lalki z krzywymi nogami jako program wyborczy konkurentów i piękne, dobrze odżywione miśki dla każdego jako program własny.
Publicyści oceniać będą kandydatów wedle stopnia ich zdziecinnienia, więc zmiana ordynacji wyborczej przynajmniej w tym wypadku nie wniesie niczego nowego. Debaty telewizyjne będą barwne jak dobranocki. Jeden kandydat przebrany za Czerwonego Kapturka będzie pytał drugiego, trzęsąc się ze strachu: "Dlaczego masz takie duże zęby”? Drugi, w stroju Kopciuszka, przebierając mak na wizji, zawoła: "To jest przebrana Baba Jaga, wrzuci nas do pieca”.
Wspaniała przyszłość. Jeszcze lepiej by było, gdyby konsekwentnie przyznać dzieciom także bierne prawa wyborcze. Niech dzieci wybierają swoich. Przynajmniej żadne teczki nie namieszają w parlamencie, bo nikt nie może odpowiadać za winy i błędy dziadków. Trzeba by tylko wprowadzić do regulaminu Sejmu przerwy w obradach na zmianę pieluch i wpisać do menu restauracji sejmowej Bebiko i grysik. Jeśli dzieci wejdą także do rządu, będzie to oznaczać poważne oszczędności, bo wózek, nawet z ochroniarzem, kosztuje taniej niż limuzyna. I mniej pali.
Żałuję tylko, że na króla Maciusia I jestem już za stary. Gdyby nie to, optowałbym nie tylko za pajdokracją, ale za dziecięcą monarchią.