Warto więc wyjaśnić kilka spraw. Po pierwsze nie jest prawdą, że to wyłącznie obecny rząd odpowiada za problem płac lekarzy. Wymuszona unijną dyrektywą ustawa ograniczająca czas lekarskiego dyżuru do 48 godzin tygodniowo, każdemu gabinetowi zwaliłaby się na głowę. I nie ma pieniędzy, które pozwoliłoby przejść przez to suchą stopą. Ci, którzy tak twierdzą, kłamią.

Reklama

Nie jest też prawdą, że obecny gabinet idzie w obszarze zdrowia od sukcesu do sukcesu i tylko złośliwe media szukają dziury w całym. Gdyby tak było, na wtorkowym posiedzeniu rządu przyjęto by ustawy zaproponowane przez minister zdrowia i nie było by tej szaleńczej gonitwy z czasem w Sejmie. Ale w czasie prac nad systemowymi reformami w ochronie zdrowia nie ma miejsca na pośpiech i miłe słowa. Kto tego żąda, żąda lukrowania rzeczywistości.

Pełzający zawał w szpitalach nie wziął się z niczego. To efekt wieloletnich zaniedbań. I koszt pięknych, ale zgubnych lat, gdy reformy stanęły. Dlatego trudno było mi słuchać spokojnie, jak wczoraj politycy lewicy bez żadnych skrupułów oskarżali o obecny kryzys ekipę Tuska.

Głosami proroków tłumaczyli, jakie to proste. Aż chciało się krzyknąć: i kto to mówi?! Marek Borowski, minister w kilku rządach. Wojciech Olejniczak, członek gabinetu Leszka Millera. Brakowało tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, by pouczył obecnie rządzących o potrzebie determinacji i zdecydowania we wprowadzaniu reform.

Reklama

Przypomniało mi się, jak kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych były prezydent Jimmy Carter próbował na łamach mediów doradzać George’owi Bushowi. Został wyśmiany, bo akurat ten prezydent, choćby w sprawie kryzysu irańskiego, udowodnił, że na tych sprawach się nie zna.

Ale to w Waszyngtonie. W polskim życiu publicznym wszyscy mają dużo krótszą pamięć. I każdy może każdego pouczać dowolnie, bez ryzyka, że przypomni mu się jego własne dokonania. Przypomnijmy więc lewicy, że nikt w Polsce po 1989 roku nie sprawował władzy tak długo jak ona: w latach 1993 - 1997 i 2001 - 2007. Czasy były dobre, spokojne, wykresy szły w górę, opozycja rozbita. A na dodatek lokatorem Pałacu Prezydenckiego przez dwie kadencje był twórca potęgi SLD - Aleksander Kwaśniewski. I co? I nic.

Reformy państwa podejmowała głównie prawica. I płaciła za to słoną cenę. Ale miała tę odwagę w czasie, gdy ludzie Millera populistycznie liczyli zamarzniętych bezdomnych na ulicach. Liczyli i wygrywali, wyśmiewając reformatorskich frajerów. To oni zmarnowali piękną koniunkturę na reformy. Niech więc teraz, kiedy umiarkowana prawica próbuje coś z tym wszystkim zrobić, lepiej milczą. Ona nie miała swojej szansy. Oni mieli ich z dziesięć. I wszystkie przespali.