Jędrzej Bielecki: Na parę dni przed wizytą premiera Tuska w Moskwie szef MSZ ogłosił w Waszyngtonie wstępne porozumienie z Amerykanami w sprawie budowy bazy tarczy antyrakietowej. Dla Rosjan to jak prowokacja. Trudno liczyć na to, że prezydent Putin przyjmie w piątek Donalda Tuska na Kremlu.
Adam Rotfeld*: Władimir Putin przyjmie Donalda Tuska i ich rozmowa będzie rzeczowa, choć może bez nadmiernej serdeczności. To, że z premierem będzie rozmawiał człowiek, który ma pełnię władzy w Rosji, jest bardzo znaczącym sygnałem. Gdyby Rosjanie ściśle trzymali się protokołu, Donald Tusk powinien polecieć do Moskwy na zaproszenie rosyjskiego premiera i właśnie z nim się spotkać. Jednak w Moskwie uznano, że od formalnego podziału władzy ważniejsze jest meritum: w Polsce to premier ma największą realną władzę, w Rosji prezydent.
Ogłoszenie porozumienia z Amerykanami w takim momencie musiało jednak zaskoczyć Rosjan. Trudno spodziewać się, aby z wizyty premiera Tuska w Moskwie wyszło w takiej sytuacji coś konkretnego.
Trzeba być dzieckiem, aby sądzić, że Rosjanie łudzili się, iż mogą zablokować budowę bazy. Doskonale wiedzieli, że jeśli Polska uzna, iż ten projekt jest w jej interesie, to zdecyduje się na jego realizację.
Słuchając rosyjskiego ambasadora przy NATO, który uznał, że dla Rosji Radosław Sikorski jest gorszy nawet od Jarosława Kaczyńskiego, trudno wierzyć, że pojednanie z Moskwą jest jeszcze możliwe.
O pojednaniu z Rosją nie ma mowy, ale powrót do normalizacji stosunków będzie trwał nadal. W sprawach, które mają dla nich strategiczne znaczenie, Rosjanie używają bardzo emocjonalnych słów. Sięgają do metody, którą poznaliśmy już, gdy decydowano o poszerzeniu NATO. Wtedy traktowali tę sprawę niemal jak wypowiedzenie wojny, mówili, że to już ostatnia rzecz, na którą mogą się zgodzić. Ale w końcu przystąpienie Polski do Sojuszu przyjęli do wiadomości. Oni mają niejako genetycznie zakodowaną reakcję na takie wydarzenia na dwóch płaszczyznach: wewnętrznej i na potrzeby zagranicy. Dlatego przed wyborami prezydenckimi słyszymy z jednej strony bardzo ostre groźby, a z drugiej szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zapewnia ministra Sikorskiego, że sprawa tarczy zależy od suwerennej decyzji Polski.
Rosja przegrała z Polską najważniejszą rozgrywkę, o tarczę. Dlaczego miałoby jej wciąż zależeć na porozumieniu z Warszawą?
Rosjanie doszli do wniosku, że w prowadzeniu asertywnej polityki wobec Polski przelicytowali się. Po prostu taka strategia z ich punktu widzenia przyniosła złe efekty. Okazało się, że Polska ma na tyle duże wpływy w Unii, iż może zablokować porozumienie Rosji z Europą, na którym Moskwie bardzo zależy. Do tej pory Rosjanie mieli w Unii wielu adwokatów, ale to się zmienia bo wielu europejskich polityków ewolucja Rosji przyprawia o ból głowy. Tymczasem okazało się, że Polska potrafi przyjąć wobec wschodniego sąsiada postawę bardzo wyważoną, jeśli sama jest przez niego traktowana z szacunkiem.
Rosja, jak każde mocarstwo, ma jednak długą pamięć historyczną. Trudno uwierzyć, że pogodziła się z utratą wpływu na kraj, w którym jeszcze niedawno decydowała o wszystkim.
Powodem, dla którego w ostatnich latach pogorszyły się stosunki Polski z Rosją, nie była sprawa mięsa czy pobicia polskich dyplomatów, tylko rola, jaką Polska odegrała na Ukrainie. Rosja darowałaby nam nasze zaangażowanie, gdyby nie to, że było ono skuteczne. Dziś jednak ten czynnik nie gra już takiej roli, bo proces umacniania się ukraińskiej suwerenności toczy się zupełnie niezależnie od Polski.
*Adam Rotfeld jest pełnomocnikiem rządu ds. kontaktów z Rosją