Amerykański system prawyborów jest bardzo skomplikowany, ale jedno nie ulega wątpliwości: wyborczy superwtorek pokazał, że w Stanach Zjednoczonych demokracja ma się doskonale.
Senator Hillary Clinton wysforowała się na czoło wśród Demokratów, ale senator Barack Obama depcze jej po piętach i liczenie głosów elektorskich jeszcze potrwa. A być może Obama zostanie kandydatem na wiceprezydenta w tandemie z Hillary.
Bardziej klarowna jest sytuacja u Republikanów, gdzie najprawdopodobniej wygra senator John McCain. Ale wbrew przewidywaniom do walki między nim a gubernatorem Massachusetts Mittem Romneyem włączył się Mike Huckabee i przy braku wyraźnego rozstrzygnięcia to właśnie on może rozdawać karty na konwencji republikańskiej w Arkansas. Bo Huckabee poprze raczej McCaina i mówi się o nim jako o prawdopodobnym kandydacie na wiceprezydenta.
Jak kraj długi i szeroki Amerykanie wrzucali swoje głosy: młodzi i starzy, Latynosi i Murzyni, biali i Azjaci, fundamentaliści chrześcijańscy i mormoni. To kolejna lekcja z superwtorku: wartości wyznawane przez wyborców, ich religia, rasa i płeć mają ogromne znaczenie. Liczył się każdy głos: różnica między Obamą i Clinton w Utah wyniosła zaledwie 300 głosów, a między McCainem i Romneyem w Missouri 400.
Strategia Hillary Clinton opiera się przede wszystkim na potężnej machinie wyborczej odziedziczonej po mężu, na rozbudowanej sieci zbierania funduszy, którą stworzyła razem z Billem oraz - to chyba najważniejszy element - na radach i charyzmie byłego prezydenta, który aktywnie bierze udział w kampanii. Można wręcz odnieść wrażenie, że oboje Clintonowie ubiegają się o najwyższy urząd w Ameryce... I ten sposób prowadzenia kampanii przynosi owoce, w postaci zwycięstw w kluczowych stanach Nowy Jork i Kalifornia, jak również w Massachusetts, Tennessee, Arizonie, Oklahomie i wielu innych.
Jakiemu elektoratowi Hillary zawdzięcza swoje superwtorkowe zwycięstwa? To kobiety, Latynosi i Azjaci w Kalifornii zdecydowali o tym, że charyzma i popularność Obamy nie zdały się na nic. Z sondaży wynika, że kolor skóry Obamy (syna białej Amerykanki i muzułmanina z Kenii) stanowi problem dla części Latynosów i Azjatów. Wyborcy hiszpańskojęzyczni i Azjaci woleli Hillary, natomiast wśród Murzynów Obama uzyskał cztery razy więcej głosów od swojej przeciwniczki.
W sumie Hillary pokonała Obamę 2:1, mimo ważnych zwycięstw senatora w Alabamie, Kolorado, Connecticut, Delaware, Georgii, Illinois (jego macierzystym stanie), Kansas i Północnej Dakocie.
Warto jednak pamiętać, że Obama i Romney pozyskali i wydali na kampanię więcej pieniędzy niż liderzy wyścigu Clinton i McCain. John McCain był do tego stopnia spłukany, że musiał wziąć pożyczkę pod zastaw swojej polisy na życie! A mimo to wygrał w kluczowych stanach: Nowy Jork, New Jersey, Connecticut i Kalifornii.
Przy okazji tej kampanii wyjątkowo dużo mówi się o funduszach. Po raz pierwszy od wielu lat Wall Street dała więcej pieniędzy Demokratom niż Republikanom. W okresie od lutego do listopada, kiedy odbędą się wybory, McCain będzie się musiał sporo napocić, żeby sprostać Hillary, która ma nad nim pod tym względem dużą przewagę. Kampania prezydencka rozegra się w telewizji i w internecie - i będzie kosztowała każdego z kandydatów ponad miliard dolarów! Z pewnością Hillary i Bill łatwiej zgromadzą tę kolosalną sumę niż McCain.
Republikański senator ma jednak inne atuty, których brakuje jego rywalce. Ten bohater z czasów wojny wietnamskiej przez pięć lat więziony i torturowany przez Wietnamczyków jest bardziej wiarygodny jako strażnik bezpieczeństwa narodowego USA, zwłaszcza jako senator, który od lat zajmuje się tą dziedziną. Również w kwestiach gospodarczych McCain radzi sobie zaskakująco dobrze - lepiej niż były bankier inwestycyjny Mitt Romney. Być może z powodu, który świetnie wyłuszczył Mike Huckabee: "Amerykanie wolą głosować na kogoś podobnego do nich, a nie do człowieka, który zwalnia ich z pracy”.
Cytat ten ilustruje niemały talent retoryczny Huckabeego. Swoje zwycięstwa w Arkansas (stamtąd pochodzi), Georgii, Zachodniej Wirginii, Tennessee i Alabamie zawdzięcza on swojej religijności (jest pastorem), ale także sympatycznemu sposobowi bycia i umiejętności nawiązywania kontaktu ze zwykłymi ludźmi. Niektórym przypomina nawet Ronalda Reagana, chociaż jego program jest znacznie bardziej populistyczny i mniej wolnorynkowy niż prezydenta kowboja.
Tandem McCain - Huckabee byłby chyba optymalny dla Republikanów, bo przyciągnąłby zarówno umiarkowanych zwolenników GOP, jak i skrzydło konserwatywno-chrześcijańskie reprezentowane przez Huckabeego.
Ameryka stoi obecnie przed poważnymi problemami - kryzys na rynku kredytów hipotecznych, coraz bardziej realna perspektywa recesji, wojny w Iraku i Afganistanie, kwestia reformy służby zdrowia - istnieją więc spore szanse na to, że kampania prezydencka będzie bardzo ostra, ale jednak merytoryczna.
Polityczne wahadło wychyla się teraz w stronę Demokratów, ale jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby spisywać McCaina na straty. Wielu komentatorów daje mu spore szanse. Na razie Hillary nie popełniła poważniejszych błędów, ale czeka ją jeszcze długa kampania. A jak mawiał Harold Wilson, brytyjski premier w latach 60., "w polityce tydzień to jest mnóstwo czasu”. Superwtorek pokazuje, że nawet jeden dzień może wiele zmienić. Przede wszystkim jednak było to prawdziwe święto demokracji, o jakim wiele krajów na świecie, na przykład Rosja, Iran i Chiny, może tylko pomarzyć.