Lucas: Miedwiediew nie będzie marionetką Putina

Edward Lucas: Jeśli zwycięzca niedzielnych wyborów prezydenckich w Rosji Dmitrij Miedwiediew chce zgodnie z zapowiedziami pchnąć rosyjską gospodarkę do przodu, będzie musiał stawić czoła wielu trudnym reformom. Do tej pory ze wszystkich krajów byłego bloku wschodniego tylko Estonia gruntownie przebudowała swoje instytucje publiczne. I udało jej się tylko dlatego, że to niewielki kraj, a Zachód udzielił mu olbrzymiej pomocy. Rosję jednak od Estonii różni wszystko.

Reklama

Wprawdzie w ciągu ośmiu lat prezydentury Putina dokonał się w niej duży postęp gospodarczy, jednak nadal kraj boryka się z wieloma problemami. Wskaźniki ekonomiczne nie są złe, między innymi dzięki wprowadzeniu dość sprawnie działającego systemu podatkowego. W Rosji trwa wielki boom budowlany, świetnie sobie również radzi handel detaliczny, bo ludzie kupują na potęgę. Ale jeśli przyjrzeć się gospodarce bliżej, widać wyraźnie, że sektor publiczny jest niedoinwestowany, a przedsiębiorcy nie chcą obracać większymi sumami pieniędzy z obawy, że zostaną one skradzione. Wysoka inflacja jest sztucznie obniżana za pomocą regulacji cen - widomy znak, że rosyjska gospodarka się przegrzewa. Żeby rzeczywiście iść do przodu, Rosja potrzebuje też porządnej infrastruktury, a to zadanie wydaje się ponad siły administracji publicznej. Gdzie są nowe drogi, szpitale, uniwersytety? Bez nich Rosja nie ma co marzyć o światowej potędze. Jednak tym, od czego na dłuższą metę zależy sukces gospodarczy, jest nie tylko przedsiębiorczość społeczeństwa i bogactwa naturalne kraju, ale też działanie instytucji publicznych. Tymczasem Rosja tkwi w głębokim kryzysie instytucjonalnym.

Czy Dmitrij Miedwiediew jest w stanie wydźwignąć kraj z tych problemów? Wątpię. To prawda, że w jego retoryce mocno pobrzmiewają tony liberalne, ale pamiętajmy, że i Putin na początku swojej prezydentury wydawał się liberałem. W orędziu do narodu, jakie wygłosił w 2000 roku i w przemówieniu w Dumie w 2001 roku wiele było zapewnień, że Rosja będzie państwem o gospodarce wolnorynkowej. I to, co widzimy teraz, każe nam się zastanawiać, czy Putin miał na myśli coś innego niż później robił, czy nic z tego, co z takim zapałem głosił, mu się nie udało.

Reklama

Miedwiediew będzie jednak musiał przeprowadzić konieczne reformy, bo w przeciwnym razie Rosja nie ma co marzyć o statusie potęgi gospodarczej. I nie jest to tylko kwestia pieniędzy, bo dla rosyjskich firm zdobycie funduszy na restrukturyzację jest stosunkowo łatwe. Największy problemem to konkurencyjność. Rozwój gospodarczy ma bezpośredni związek z uwolnieniem rynku, tymczasem rynek rosyjski pełen jest mniejszych lub większych karteli oraz monopoli. Jeśli ktoś zagraża firmie, wówczas zamiast zwiększać konkurencyjność, wystarczy poszukać sojuszników w świecie polityki, a na pewno znajdą się administracyjne sposoby usunięcia niewygodnego rywala. Nowy prezydent musi więc być bardzo ostrożny. Ludzie, którzy w ostatnich latach zarobili dziesiątki miliardów dolarów i są związani z Kremlem, mogą być żywotnie zainteresowani tym, by system lepiej się prezentował. Nie zależy im jednak na tym, by do gospodarki nagle wkroczyła prawdziwa konkurencja.

Miedwiediew zapowiada również, że doprowadzi to tego, by urzędnicy państwowi nie zasiadali w zarządach największych spółek. To zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę jego własną przeszłość w Gazpromie - bo oto przeciwko takiemu systemowi opowiada się ktoś, kto sam był jego beneficjentem. Z analizy wypowiedzi nowego prezydenta wynika, że chodzi o to, by w spółkach tych zasiadali niezależni dyrektorzy kierujący się interesem państwa. Oznacza to, że w dalszym ciągu będziemy mieli do czynienia z polityczną ingerencją w gospodarkę. Niewykluczone, że ci, którzy zajmowali najbardziej eksponowane stanowiska za czasów Putina, zostaną teraz przesunięci do tylnego rzędu, by stamtąd nadal sterować działaniami największych firm. Byłbym zaskoczony, gdyby Miedwiediew rzeczywiście chciał doprowadzić do radykalnych zmian.

To samo dotyczy zapowiadanej liberalizacji gospodarki. Łatwo mówić o wolności, jednak wprowadzenie tych zamierzeń w życie jest trudne i kosztowne. Ze słów prezydenta elekta wynika jedynie, że rządy Putina ocenia bardziej krytycznie, niż mogliśmy się spodziewać. Putin ostatnie lata przedstawia jako pasmo sukcesów, natomiast Miedwiediew widzi rozrośniętą biurokrację, korupcję i brak regulacji prawnych. Dokładnie takie same słowa mogłyby paść z ust Garriego Kasparowa. Tyle tylko, że kiedy mówi to przywódca opozycji, jest to odrzucane. A słowa następcy Putina są witane z entuzjazmem. Czy jednak same zapewnienia doprowadzą do zmiany sytuacji w Rosji?

Reklama

p

Krastew: Prezydent Rosji to farbowany liberał

Iwan Krastew: Rosjanie wiedzą doskonale, kim jest Putin, lecz ich wiedza na temat Miedwiediewa pozostaje wciąż niewielka. Na pytanie, kto teraz będzie rządzić Rosją, 37 proc. Rosjan odpowiada, że Władimir Putin, 22 proc. uważa, że Dmitrij Miedwiediew, a 18 proc. ankietowanych twierdzi, że obaj podzielą się władzą. I wszyscy oni mają rację - jest oczywiste, że nowy prezydent na początku będzie się musiał dzielić władzą z byłym prezydentem, a obecnie premierem, ale to się szybko zmieni. Już widać pierwsze oznaki rozdźwięku.

Spór dotyczy dziedzictwa ośmiu lat prezydentury Putina. W lutym na konferencji podsumowującej dwie kadencje prezydenckie Władimir Putin opowiadał o swoich dokonaniach: przywróceniu terytorialnej integralności państwa, umocnieniu pozycji Rosji na arenie międzynarodowej, rozwoju gospodarczym i zmniejszeniu ubóstwa. Ale w kręgach biznesowych, i to wcale nie tych nieprzychylnych prezydentowi, pojawiają się opinie, że Putinowi nie udało się zbudować wydolnego państwa. Nie chodzi nawet o to, że nie stworzył wydolnej demokracji, Rosja bowiem nie jest nawet wydolnym państwem autorytarnym. Dotychczasowemu prezydentowi nie udało się powstrzymać feudalizacji Rosji zarówno na poziomie lokalnym, jak i centralnym, w poszczególnych ministerstwach. Wciąż trwa tam walka o to, kto i co dostanie.

Sądzę, że właśnie to stanie się przyczyną największych rozdźwięków między Putinem a Miedwiediewem. Aby możliwe były jakiekolwiek zmiany, Dmitrij Miedwiediew będzie musiał więc przeciwstawić się spuściznie Putina. Nie chodzi bynajmniej o konfrontację z samym premierem, ale o głośne stwierdzenie, że konieczna jest modernizacja, że powinno dojść do wymiany elit.

W rosyjskiej konstytucji nie ma niczego, co mogłoby powstrzymać Putina przed dalszym rządzeniem krajem, tym razem już z pozycji premiera. Ale przyszły podział władzy i tak nie zależy od konstytucyjnych zapisów, ale od tego, co przyniesie czas. Jeśli na przykład Putin zdecyduje się wziąć udział w zaplanowanym na lipiec spotkaniu państw grupy G8 w Japonii, nic go przed tym nie powstrzyma. Da tym samym jednoznaczny sygnał, że Miedwiediew w Rosji sprawuje taką mniej więcej funkcję, jak królowa Elżbieta w Wielkiej Brytanii.

Sądzę, że Władimir Putin chce doprowadzić do tego, żebyśmy postrzegali jego i Miedwiediewa jako klasyczny tandem - dobrego i złego policjanta. Dla Miedwiediewa przewidziana jest w nim rola dobrego, który będzie głosił liberalne hasła i złagodzi wizerunek Rosji za granicą. Putin z kolei wcieli się w postać twardziela, kontynuującego kurs z czasów, kiedy piastował urząd prezydenta. Taki system może działać rok, a nawet dwa lata. Później Miedwiediew zacznie zadawać sobie pytanie, czy zostanie wybrany na kolejną kadencję. Czy po czterech latach Putin wciąż będzie lojalny, czy też w nowych wyborach postawi na innego kandydata.

Myślę, że już za kilka miesięcy będziemy świadkami tarć między prezydentem a premierem, między obozem Kremla i obozem "białego domu”. Są one nie do uniknięcia. Dwa ośrodki władzy to z punktu widzenia rosyjskich elit - w dużo większym stopniu niż z punktu widzenia społeczeństwa - wyzwanie. Oligarchowie i wysocy rangą urzędnicy państwowi będą musieli zdecydować, po czyjej stoją stronie. Choć do konfliktu prędzej czy później dojdzie, nie znaczy to wcale, że już jutro albo za kilka dni Putin i Miedwiediew skoczą sobie do gardeł. Ale prędzej czy później nowy prezydent zostanie zmuszony stawić czoło premierowi.

Putin będzie też żywo zainteresowany, by nie dopuścić Miedwiediewa do kreowania polityki zagranicznej. Inna sprawa, że wydaje się, iż w tej akurat dziedzinie prezydent może się z nim w pełni zgadzać. Z sondaży wynika bowiem, że poparcie, którym cieszy się Putin, jest najwyższe wśród ludzi młodych. A w Rosji im jesteś młodszy, tym jesteś lepiej wykształcony. Jeśli w dodatku mieszkasz w Moskwie, jesteś też z pewnością większym nacjonalistą. Poza tym młodzi, choć mają większe niż rodzice oczekiwania wobec życia, chcą, by Rosja utrzymała pozycję twardego gracza na arenie międzynarodowej. Nie wydaje się więc, by Miedwiediew, któremu bardzo blisko do młodych, miał inne spojrzenie na politykę zagraniczną niż Putin.

Jeśli chodzi o politykę krajową, jest całkiem jasne, że ostatnie cztery lata Rosja całkowicie straciła. Czerpiąc zyski wyłącznie z ropy i gazu, nie wykorzystała tych dochodów na modernizację gospodarki. Pod względem zarządzania i rozwoju znajduje się w stanie krytycznym. Pod względem rozwoju technologicznego jest dwadzieścia lat opóźniona w porównaniu z Zachodem. Jest też dwadzieścia razy mniej innowacyjna niż Chiny. Ten technologiczny zastój to zapowiedź klęski.

Prezydentura Miedwiediewa może natomiast przynieść większy pluralizm i polityczne współzawodnictwo między różnymi częściami elit. Często słyszeliśmy, że Miedwiediew będzie tylko marionetką w rękach Putina. Mnie osobiście ta teoria nie przekonuje. Trudno nazywać kogoś, kto ma pod kontrolą walizkę z przyciskiem odpalającym broń nuklearną, marionetką. Pewność siebie przychodzi wraz z zajmowaną pozycją i być może wkrótce zaczniemy się zastanawiać, czy przypadkiem to Putin nie stał się marionetką w rękach Miedwiediewa.

Oczywiście Putin jest w tej chwili o wiele silniejszy od Miedwiediewa, ale wiemy doskonale, że w teatrze rolę króla grają aktorzy, nigdy sam król. W polityce rosyjskiej kręgi, które mają dość rządów Putina, są na tyle potężne, że mogą pomóc Miedwiediewowi w umocnieniu jego władzy. Nie znaczy to wcale, że Miedwiediew diametralnie zmieni kurs Rosji, zbliży ją do Zachodu i zliberalizuje. Ale wydaje mi się, że dość szybko powstanie wokół niego grupa zainteresowana pozyskaniem go do realizacji swoich celów.

Wcześniej sytuacja była dość prosta: jeśli dochodziło do sporu między oligarchami, wystarczyło pójść z problemem do Władimira Putina i on decydował, kto co ma dostać. Teraz, jeśli komuś nie spodoba się rozstrzygnięcie Putina, zawsze może pójść do Miedwiediewa. I nie jest wcale oczywiste, że decyzja prezydenta będzie zbieżna z decyzją premiera. Widzimy więc, że wiele spraw stanie się mniej niż dotąd przewidywalnych. Sporo zależy też od tego, jakie kryzysy dotkną Rosję. To one będą kształtowały relacje między Putinem a Miedwiediewem. Spróbujmy sobie na przykład wyobrazić, jak rozwinie się sprawa Chodorkowskiego, kiedy będziemy mieli dwa ośrodki władzy i elity będą musiały się podzielić na tych, którzy szukają poparcia u Putina, i tych, którzy szukają poparcia u Miedwiediewa.

Nie można też zapominać, że premier ma po swojej stronie jeszcze jednego gracza, o którym było cicho od 1998 roku - rosyjską Dumę. W tej chwili to on ją w pełni kontroluje, ale i to może się zmienić. Sądzę, że czas działa na korzyść Miedwiediewa, nie Putina.