Przydomek kasjer lewicy nadano Peterowi V. trochę na wyrost, nie robił bowiem interesów z samą partią, lecz co najwyżej z jej politykami. Od lat kilku z nich jest oskarżanych o robienie z nim interesów polegających na zakładaniu kont w szwajcarskim banku, w którym jest bankierem. Stąd oskarżany jest przez polską prokuraturę o pranie brudnych pieniędzy.

Reklama

Aresztowanie Petera V., który przybył do starej ojczyzny na święta wielkanocne, stało się sensacją. Jego sprawa jest tajemnicza z powodu specyficznego przywiązania Szwajcarów do tak zwanej tajemnicy bankowej. Interpretowana jest co nieco opacznie. Stanowi, jak wiadomo, źródło bogactwa Szwajcarii oraz co jakiś czas wybuchających afer międzynarodowych. Gdyby Helweci w tej sprawie, proszeni o informacje przez nasz rząd, udzielili jej, zarówno sprawa samego pana V. jak i kont polityków lewicy, w których poszukiwanie zaangażował się jeszcze minister Ziobro, byłaby prosta. Niestety, jest jak jest i podobne problemy mają inne kraje - chociaż Niemcom, jak wiemy, udało się zajrzeć pod kołdrę tajemnicy bankowej w Lichtensteinie, dzięki czemu fiskus niemiecki odzyska miliony euro.

Dziś zastanawiamy się, o co chodzi w tej nowej odsłonie poszukiwań kont. Niektórzy twierdzą, że Platforma chce poprawić swą reputację, czyli pokazać, że zwalcza korupcję skutecznie. Tyle że spokojniej niż politycy z PiS. Minister Ziobro twierdzi z kolei, że aresztowanie pana V. było możliwe dzięki temu, że nie wszyscy jego prokuratorzy zostali zwolnieni. Natomiast Wojciech Olejniczak udaje pierwszą naiwną i mówi, że ta afera nie ma nic wspólnego z SLD, a jego rzecznik prosi, aby Petera V. nie nazywać kasjerem lewicy.

Mogę współczuć panu Olejniczakowi, musi się bowiem mierzyć z ogonem aferalnym, jaki pozostawili po sobie starsi koledzy. Na boku powiem, że bezsprzecznie wzbogacili się w tamtych latach na polityce i wille stały się ich znakiem rozpoznawczym. Wielu z nich mogłoby napisać podręczniki, jak w kilka lat, dzięki polityce, z dziada wyjść na pana. Do tego faktem bezspornym jest, że pan V. miał ożywione stosunki towarzyskie z ludźmi lewicy. Nazwiska kilku z nich pojawiły się w zeznaniach Marka Dochnala. Następnie wiadomo, że prezydent Kwaśniewski, jako głowa państwa, był nadzwyczaj szczodry wobec V. Skorzystał np. z prawa łaski. Do dziś zresztą nie wiemy, czym sobie na tak ogromną przysługę zasłużył.

Morderstwo staruszki, a następnie tajemnicza ucieczka z kraju z pomocą, jak się sądzi, SB - co uchroniło V. przed odsiedzeniem reszty wyroku - jakoś nie pasują do idei prawa łaski. Niestety, szef państwa korzysta w tym względzie z uprawnień królewskich i za swe poczynania odpowiada tylko przed Bogiem i historią. Stąd uzasadnienie jego decyzji kryje tajemnica państwowa. Nie pasuje to do zasad demokratycznych! Czy nie czas z tym skończyć?

To wszystko sprawia, że na nieszczęście pana Olejniczaka jego wezwania do oszczędnego traktowania partii, której przewodzi, trafiają jak kulą w płot. Powiedzmy jednak z całą otwartością, dopóty, dopóki pan V, a także pan Dochnal nie zechcą wyjawić podwójnego dna swych interesów, ponawiane stale pytania o konta szwajcarskie polityków pozostaną bez odpowiedzi. Przypomnę, że areszt „wydobywczy” - aż trzyletni wobec pana Dochnala - okazał się nieskuteczny. Dlatego przestrzegałbym przed powtórką z historii. Zbyt długie przetrzymywanie pana V. w więzieniu doprowadzi do kompromitacji prokuratury. Sądzę, że i tym razem nie zacznie on sypać i podejrzenia nie nabiorą konkretności procesowej. Tak czy siak na całej sprawie straci SLD. To jasne jak słońce. Jak lata chude to chude!