Julię Piterę, która zarzuciła mu nieetyczne zachowania polegające na lobbowaniu za prywatnym przedsiębiorcą, nazwał "chorą kobietą". Potem dziwił się: "Naprawdę to powiedziałem?". W końcu przeprosił. Były poseł PiS opowiada: - To jest taki pływający omnibus. Na niewielu kwestiach się zna, ale na każdy temat się wypowiada. Bardzo pewny siebie, głośny, zażarty w dyskusji.
Była pracownica biura poselskiego Kłopotka zaskakująco tłumaczy jego dzisiejsze zachowanie. "Ma specyficzny sposób bycia, może dlatego, że został mocno doświadczony przez życie. Jego rodzice w 1985 r. zginęli w tragicznym wypadku" - mówi.
Było tak: rodzina wracała samochodem polną drogą. Samochód prowadził Eugeniusz. Rodzice zginęli na miejscu, a młody Kłopotek był w bardzo ciężkim stanie. W szpitalu spędził ponad 4 miesiące. W szkole był prymusem. A wiadomo, tacy nie są lubiani, więc Genio - jak o nim mówiono - zapisywał się do różnych organizacji, śpiewał w chórze, grał w piłkę. Tam szukał towarzystwa rówieśników. We wszystkim musiał być najlepszy. Mało konkretny, ale na głupoty nie miał czasu. "Choć ma takie dziwne poczucie humoru, że czasem nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać" - dorzuca były współpracownik. Z organizacji trafił do samorządu, stamtąd do sejmowego klubu PSL. Łatwość nawiązywania kontaktów była wielkim atutem. Jego znajomi podkreślają, że do posła Kłopotka rolnicy zawsze przychodzili tłumnie. Wiedzieli, że pomoże. "Zawsze zaskakująco serio brał się za ich sprawy, nikt nigdy na niego się nie skarżył" - mówi polityk PSL. Koledzy z klubu wspominają, że kiedy Kłopotek zaczynał działać w dużej polityce, mieli z nim ogromny problem. Był porywczy i nieprzewidywalny. "Kiedy wychodził na konferencję prasową, nie wiadomo było, jak skończy. Ale Eugeniusz wykonał olbrzymią pracę nad sobą, nad własnym charakterem" - mówi Stanisław Żelichowski.
Przyzwyczaił się też do rozgłosu. Bo głośnych spraw ma już na koncie kilka. W 2003 r. przestał być wiceprezesem PSL. Po 14 miesiącach sprawowania tej funkcji został odwołany. Powód: utrata przez PSL subwencji z budżetu państwa wskutek złamania ustawy o partiach politycznych. PSL, które miało dochody z wynajmu lokali, wymyśliło Fundację Rozwoju, która przejęła partyjne nieruchomości, a następnie sprzedała cały majątek w dziesięciu ratach. Za wszystko Jarosław Kalinowski obwinił byłego wiceprezesa partii Eugeniusza Kłopotka.
Wcześniej, w latach 90., kiedy bydgoskim wojewodą został Wiesław Olszewski, rozgorzała afera związana z żyrowaniem pożyczki dla znanego biznesmena. Powiązania na styku polityka - biznes szybko wzbudziły zaniepokojenie PSL, które obawiało się, że ujawnione fakty mogą w opinii publicznej obciążać nie tylko wojewodę i SLD, ale całą koalicję, w tym ówczesnego wicewojewodę Kłopotka. Wtedy wśród ludowców dorobił się przezwiska "przezroczysty". "To aluzja do tego, jak bardzo lubi podkreślać, że jest ponad układami i jak jednocześnie tkwi w bardzo wielu układach" - mówi DZIENNIKOWI rozmówca z PSL.
Ostatnio poseł ludowców znalazł się w katalogu IPN zakwalifikowany jako kontakt operacyjny, a więc ewentualny kandydat na tajnego współpracownika. "Trzykrotnie składałem oświadczenia lustracyjne i rzecznik interesu publicznego ich nie podważał. Nie zamierzam występować o autolustrację, bo to dla mnie poniżej godności. Człowiek SB dwukrotnie próbował mnie zwerbować, gdy byłem studentem, i za każdym razem spotykał się z moją stanowczą odmową. Nigdy nie zgodziłem się na żaden telefon do niego, na nic" - tłumaczy poseł PSL. SB próbowała go zwerbować w 1975 r. Z ewidencji służb Kłopotek, zarejestrowany pod ps. Dawid, został wykreślony w 1977 r.
Konflikt z Kłopotkiem miał w 1998 r. Wojciech Mojzesowicz, który był wtedy liderem ludowców w bydgoskim sejmiku wojewódzkim. Nagle wystąpił jednak z klubu radnych i zapowiedział dymisję z funkcji prezesa Zarządu Wojewódzkiego PSL w Bydgoszczy. "Robię to na znak protestu przeciw układom części moich kolegów z lewicą" - stwierdził. Jak wyjaśniał, spowodowały to działania części radnych PSL, którzy poszli w sejmiku na układ z SLD. W tym posła Eugeniusza Kłopotka. Mojzesowicz działania Kłopotka nazwał kolaboracją. Dzisiaj nie chowa już urazy do posła PSL. "Pamiętam jego nerwy i zaciętość, gdy ze mną walczył. Ale potem przyszedł do mnie z kwiatami, kiedy robiłem na polu opryski. Próbuje się zrobić z niego osobę dziwną, co jest nieprawdą" - deklaruje obecny polityk PiS. Kłopotek niesnaski z byłym partyjnym kolegą też puszcza w niepamięć. "Mamy ze sobą wiele wspólnego od lat. Na jakiś czas nasze drogi się rozeszły w sensie nawet koleżeńskim, ale uznaliśmy, że jednak więcej nas łączy, niż dzieli, w takiej męskiej przyjaźni. Obecnie jesteśmy dobrymi znajomymi, choć w innych partiach" - stwierdza.
Dobrze mówi o Kłopotku także Janusz Zemke z SLD. "Znam Gienka 30 lat. Ma zdolności menedżerskie. To jest człowiek decyzyjny, nie boi się, chodzi swoimi ścieżkami. Nie wpisuje się w spory polityczne. Indywidualista. Interesuje się sportem, a to na wsi bardzo ważne. Zresztą to się kobietom na wsi na pewno podoba. Jest zbyt mądry, by uwikłać się w rządowe funkcje. Byłby bardzo dobrym generałem, bo mówi dobrze, głośno, konkretnie, na temat" - dodaje polityk lewicy.
Kłopotek sam o sobie opowiada z nieukrywanym samozadowoleniem. W rozmowie z DZIENNIKIEM najczęściej wspomina o zamiłowaniu do sportu. Przez dwie poprzednie kadencje był w komisji kultury fizycznej i sportu, ale teraz zrezygnował z niej na rzecz komisji skarbu.
W kuluarach mówi się, że poseł PSL jest zainteresowany Ministerstwem Sportu i dybie na stanowisko Drzewieckiego. Sam jednak zaprzecza tym plotkom. Deklaruje tylko, że dostrzega dużą bezradność komisji wobec negatywnych zjawisk, które toczą polski sport. Jak twierdzi, minister Drzewiecki ma dobre chęci, ale brakuje mu instrumentów do działania, do naprawy polskiego sportu, a to może prowadzić tylko do jednego: że towarzystwo wzajemnej adoracji go wykiwa.
A w domyśle: przecież jest jasne, że skoro tak jest, to przydałby się ktoś, kto wykiwać się nie da. Na przykład poseł Kłopotek - komentuje DZIENNIK.