Generał Jaruzelski ma rację, że strajki przeszkadzały PZPR sprawować monopolistyczne rządy. Ale co to ma do rzeczy - nie bardzo rozumiem. Można powiedzieć, że właściwie wszystkie wystąpienia społeczne - poczynając od strajków w latach 40., a kończąc na strajkach w 1988 roku - przeszkadzały PZPR w rządzeniu i to jest prawda. Tylko pytanie czy to jest okoliczność usprawiedliwiająca dla Jaruzelskiego. Moim zdaniem zdecydowanie nie.

Reklama

Mamy do czynienia z argumentem, że generał musiał złamać konstytucję, użyć siły na masową skalę, po to, żeby przywrócić porządek społeczny. Jaruzelski kompletnie nie rozumie, że ten porządek był narzucony. W istocie rzeczy nie miał legitymacji do sprawowania władzy.

Tu dotykamy podstawowego problemu, że generał Jaruzelski usiłuje się zachowywać jak premier w demokratycznym kraju. Mówi: "musiałem użyć siły, bo był niepokój społeczny". Tłumaczy się - jak każdy dyktator - że przywracał porządek i spokój społeczny. Ale to on był uzurpatorem, a ci, którzy protestowali przeciwko jego rządom walczyli o demokratyczną Polskę.

Abstrahując od całej filozofii ustrojowej, Jaruzelski złamał nawet ówcześnie obowiązujące prawo i sąd powinien to ocenić. Doprowadził do zmuszenia członków Rady Państwa do uchwalenia dekretu o wprowadzeniu stanu wojennego. A rada nie miała do tego prawa, bo trwała właśnie sesja Sejmu.

Reklama