Magdalena Rigamonti: Pani się boi?
Gabi von Seltmann: Wojny?
Tak.
Wszyscy się boimy, bo stare traumy - niezaleczone, nieprzepracowane - wyłażą, wypełzają. Strachy jeszcze z II wojny światowej. Nie mówię o traumach naszych rodziców czy dziadków, tylko tych dziedziczonych z pokolenia na pokolenie. One odżywają i spotykają się z nowymi, świeżymi, które znamy od kilku tygodni. Tych traum jest już u nas ponad 2 mln. Tyle, ile ludzi, którzy uciekli przed wojną. Są w naszych domach, na ulicach, wszędzie. I to jest w pewnym sensie wspaniały moment. Tragicznie wspaniały. Bo można świadomie się tym zająć: udzielać pomocy ludziom w traumie, którzy tu przyjeżdżają z frontu, i nam, ludziom, którzy traumę wojenną odziedziczyli. Terapeuci, psycholodzy, psychotraumatolodzy zwierają szeregi i zaczynają działać. I to w całej Europie.
W Europie Zachodniej poziom PTSD wynikający z przeżyć wojennych jest 10-krotnie niższy niż w Polsce.
Ale tam też wiele traum jest niewypowiedzianych albo ukrywanych. Nie jestem psycholożką, tylko artystką i osobą, która odziedziczyła traumę rodziców, dzieci wojny. Dzięki sztuce przepracowuję i opowiadam o tym doświadczeniu. Dlatego chciałabym zaświecić stadion Allianz Arena w Monachium.
Po co?
Po to, żeby zwrócić uwagę ludzi na niepamięć. Aby pokazać bezcenne tchnienie życia, które jest najważniejsze. A przynajmniej powinno być najważniejsze.
Ludzie zrozumieją przekaz?
Zrozumieją białą plamę. Wiele jest białych plam w niemieckich rodzinach, wiele w polskich, wiele w całej Europie. Chcę zaświecić ten stadion w imieniu ludzi, którzy giną, uciekają. I skupić się teraz na tym pierwszym pokoleniu wojennym.