Magdalena Rigamonti: Pamięta pan, jak weszli?
Jerzy Puciłowski: Po dwa razy wchodzili. I Niemcy, i Ruscy.
Ruscy wyzwolili.
W propagandzie wyzwolili, w rzeczywistości zniewolili. Przez nich wojna skończyła się dla mnie dopiero w styczniu 1946 r. Wtedy wróciłem z Sybiru, z sowieckiego łagru. Wykończony, chory 19-latek.
Reklama
Oni znowu wywożą.
Reklama
Wiem. Rosjanie znowu wywożą na Sybir. W moim łagrze była duża grupa Ukraińców. Pracowaliśmy niekiedy razem. Dzięki Ukraińcom widzę. W kopalni, na dole, ładowaliśmy na wagoniki po powodzi piasek. Straciłem równowagę i upadłem na linę stalową. Wysłużoną, o grubości półtora palca. Sterczały z niej takie cienkie druciki. I właśnie na nie się nadziałem. Wbiły się w okolice oka. Ruski dziesiatnik, który zawiadywał dziesiątką ludzi, mówi, że nic mi nie będzie. No to najpierw jeden Ukrainiec do niego podszedł. Nic. Ruski nie chciał nawet rozmawiać. Potem kilku podeszło. I wymogli, żeby wywieźć mnie na górę i założyć mi opatrunek, bo przecież krew mi zalewała oko, całą twarz mi zalewała. Nic nie widziałem. Uratowali mnie.
W sierpniu 1939 r. miał pan prawie 13 lat.
Ale jak się ma 13 lat, to już się nie jest dzieckiem. Atmosfera była taka, że wszyscy jesteśmy silni, zwarci i gotowi. Potem ojca zmobilizowano... Wrzesień 1939 r., na Polskę napadają Niemcy. Siedzą w Białymstoku siedem albo dziesięć dni. I w myśl porozumienia z Sowietami się wycofują. Jednak w ciągu tych dziesięciu dni wystrzelali całkiem sporo Polaków.
17 września 1939 r. do Białegostoku wchodzą Rosjanie.
Do Polski wchodzą. Bolszewicy.
Ulga?
Nie. Poza tym nie mówiliśmy „Rosjanie”. Mówiliśmy „kacapy”. I wie pani, do tej pory tak o nich myślę. Tłuszcza. Nic się nie zmienili. Są tacy sami i teraz.
Zaraz pan powie: swołocz, dzicz.
„Tłuszcza” to polskie słowo. „Swołocz” - rosyjskie. Dzicz, tak, dzicz. To, co robią w Ukrainie, jak mordują, jak gwałcą, jak rabują - tłuszcza, swołocz, dzicz. Jak ich inaczej nazwać, no jak? Dla mnie oni wtedy nie przypominali ludzi, ich zachowanie nie przypominało zachowań ludzkich. Biegali od sklepu do sklepu, kradli. Często widziałem, jak pytali: a gdzie u was awtoruczki, gdzie u was awtoruczki? Chodziło o pióro wieczne.