Ukraińcy mogliby sami uderzać w cele w Rosji. Udowodnili to, gdy bezzałogowym Tu-141 Striż zaatakowali bazę bombowców strategicznych w Engelsie i gdy zniszczyli autonomiczną wieżę obserwacyjną Grenadier w obwodzie briańskim. Do jednej i drugiej operacji w zasadzie się przyznali. Po zniszczeniu wieży oddział Kraken, jednostka specjalna wywiadu wojskowego HUR, opublikował nawet na Telegramie nagranie z uderzeń dronami kamikaze typu Mav 3. Takimi samymi, jakimi próbowano zniszczyć w Maczuliszczach na Białorusi samolot zwiadowczy Bierijew A-50.
Znacznie wygodniej niż działać pod flagą ukraińską jest jednak wykorzystywać pośredników narodowości białoruskiej i rosyjskiej. W zasadzie od pierwszych dni wojny na zapleczu ukraińskich służb – przede wszystkim wokół HUR – funkcjonują takie zagraniczne oddziały wykorzystywane w walkach w gorących punktach: w Bachmucie, pod Wuhłedarem czy Kupiańskiem. Najbardziej z punktu widzenia służb liczą się Białorusini i Rosjanie. To ludzie z państw, w których są zainstalowane reżimy agresywne wobec Ukrainy i represyjne wobec własnych obywateli. Podważanie ich wiarygodności i wskazywanie, że nie kontrolują bezpieczeństwa wewnętrznego u siebie, leżą w interesie Kijowa. Nawet jeśli rajdy na ich terenie mają jedynie symboliczne znaczenie wojskowe.