Czy wiedzą państwo, że roczny obrót wszystkimi dzwonkami i bajerami do komórek ponoć przekroczył już miliard złotych? I to mimo że i tę branżę dopadła plaga piractwa.

Wychodzi na to, że ustawienie standardowego dzwonka w telefonie jest absolutnym obciachem. Jako posiadacz absolutnie przedpotopowego telefonu, na który nie można ściągnąć żadnych melodyjek, nie mówiąc o MMS-ach, nie miałem o tym zielonego pojęcia. Teraz już wiem, dlaczego młody kieszonkowiec z Tete w Mozambiku wzgardził moją komórką i wsadził mi ją z powrotem do kieszeni – taki towar mógłby tam opchnąć tylko w muzeum techniki. Jeśliby je ktoś otworzył.

Reklama

Gdybym jednak zainwestował złotówkę w jakiś współczesny cud techniki, mógłbym sobie ściągnąć moje odkrycie – piardofon. Reklamuje się nader zachęcająco: „Dzięki naszej aplikacji zrobisz znajomym wspaniałe psikusy! Piardofon wspaniale pierdzi, beka, a czasem puści nawet pawia! Wprowadziliśmy możliwość wysyłania pierdzących MMS-ów! Aby wysłać komuś wybranego piarda, po prostu podaj jego numer! Będzie w szoku!”.

Stereotyp każe sądzić, że klientelą tego i podobnych cacek są młodzieńcy i damy, przed którymi dopiero gimnazjalne szlify. Nic bardziej mylnego. Czterdzieści procent klientów ściągających sobie takie wyrafinowane atrakcje na komórkę jest po trzydziestce! No tak, w końcu nie ma nic zabawniejszego, niż puścić koledze, właśnie rozmawiającemu z szefem, pierdzącego MMS-a. Zaiste, kupa śmiechu. Ze znaczną przewagą kupy.

Reklama

Gdybym był z Krakowa, przeczytaliby teraz państwo coś o dramatycznym schamieniu obyczajów, ale daruję sobie to tanie moralizatorstwo. Piardofon, podobnie jak inna usługa, o której właśnie czytałem, czyli filmowanie nocy poślubnej przez wyszkolonego w podobnych produkcjach operatora, pokazuje nam kawał prawdy o Polakach. Tacy jesteśmy, to nas bawi, takie mamy potrzeby.

I proszę mi nie mówić, że to margines, że żulerka, że dresiarze, że elita jest inna. To jest Polska i tę prawdę o niej doskonale rozumie, wciela w życie, a nawet twórczo rozwija jeden z liderów partii rządzącej, znany gazownik (to od odcinania żonie gazu) z Lublina. Jego postępki analizowane były dotychczas w kategorii piarowskich sztuczek – przechytrzył czy przegiął, wzrosło mu czy stracił, przykrył problemy własne czy swojej partii.

Myślę jednak, że taka optyka obraża sztukę piaru. To, co robi ten pan, to po prostu polityczny piardofon.