Opinię publiczną zeelktryzowało wyznanie posłanki PO Joanny Muchy. "Zaczepił mnie jeden z posłów, nie z mojej partii, w bardzo bezpośredni sposób, chyba nawet użył słowa <kotku>, i zapytał, który mam numer pokoju" - relacjonowała.
Okazuje się jednak, że romanse to na Wiejskiej codzienność - opisuje tvp.info. Skąd w posłach taka potrzeba miłości? Powodem jest samotność. "Przyjeżdża taki poseł na cztery dni do stolicy, nie ma się do kogo przytulić, nie ma z kim się napić, więc szuka towarzystwa" - tłumaczy była posłanka SLD Katarzyna Piekarska. Przyznaje, że przez kilkanaście lat pracy w Sejmie była świadkiem rozkwitu i śmierci wielu romansów.
To, co wydostaje się poza Wiejską, to tylko wierzchołek góry lodowej. "Seks posłów odbywa się szybko i po kryjomu" - mówi jeden z polityków. "Zakochani wiedzą, że muszą spotykać się tak, by nie zostać nakrytymi przez fotoreporterów" - dodaje.
W tej kadencji Sejmu jeden z najprzystojniejszych polityków PO został przyłapany w parku, jak gryzł w ucho często widywaną na Wiejskiej młodą kobietę, która nie jest politykiem. W Sejmie huczy także od plotek na temat romansu pary posłów PiS - wpływowej posłanki i starszego o cztery lata kolegi z klubu, według niektórych wątpliwej urody.
Dziennikarze przyłapali także posłankę PiS Izabelę Kloc, jak mówiła do partyjnego kolegi Krzysztofa Jurgiela per "misu".
Romanse, o których głośno, to z kolei często tylko plotki. ak było najpewniej z rzekomą miłością Jolanty Szczypińskiej i Jarosława Kaczyńskiego. "To jedna wielka bzdura, nie zamierzam uwiarygodniać tych plotek jakimikolwiek komentarzami" - mówi portalowi tvp.info posłanka.
czytaj dalej
Miejscem, gdzie najczęściej rozkwitają romanse, jest hotel poselski, przez wielu posłów porównywany do akademika. To właśnie tam, pod koniec lat 90., odbywały się słynne nasiadówki w pokoju posłanki SLD Sylwi Pusz. Bywało na nich wielu członków ZChN, m.in. Michał Kamiński, dziś europoseł PiS.
Większość romansów kończy się szybko. Są jednak wyjątki, jak związek posłanki SLD Anity Błochowiak, która zaszła w ciążę z kolegą z partii Wojciechem Pomajdą. Zostawił on dla niej żonę i dwójkę dzieci.
Jak na razie jedyny szczęśliwy związek, który skończył się małżeństwem, stworzyli byli posłowie PiS Elżbieta Więcławska i Jacek Sauk. Gdy się poznali, ona była panną, a on wdowcem.
"W tamtych czasach, w czwartej kadencji Sejmu, klub PiS liczył około 40 osób, więc wszyscy dobrze się znali" - wspomina Sauk. "Szybko okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Zacząłem dochodzić do wniosku, że to coś poważniejszego niż tylko zwykła znajomość. To był piękny okres, moja druga młodość" - opowiada.
Ślub odbył się we wrześniu 2002 w Łodzi, a świadkiem był Jarosław Kaczyński. Wśród gości była delegacja PiS z prezentem i życzeniami. "Ten związek to przykład na to, że sejmowy romans może zakończyć się czymś bardzo sympatycznym" - uważa Marek Suski.