Wydawca reklamuje "Moja III RP" jako pierwszą od 16 lat książkę byłego prezydenta, ujawniającą zaskakujące fakty, nieujawnione rozmowy, niepublikowane dokumenty. Tego jednak w książce praktycznie nie ma. Zamiast tego Wałęsa bez pardonu atakuje przeciwników i tłumaczy się z błędów swojej prezydentury. Na dodatek przekonuje, jak wspaniale wyglądałaby Polska, gdyby jej mieszkańcy wybrali go na drugą kadencję.
"Oddałem wszystko narodowi jak stukilową sztabę złota. Naród nieprzygotowany, zaskoczony, upuścił ją sobie na palec u nogi, zawył z bólu i pretensje miał do mnie, że to dostał. Nie wiedział, co z tym robić, przerzucał od jednych do drugich, aż w końcu oddał małym, mściwym ludziom, populistom i demagogom, którzy przetapiają złoto na brzytwy" - ten cytat najlepiej streszcza wizję dziejów III RP według Lecha Wałęsy.
Czytając jego najnowszą książkę, można spróbować małego eksperymentu. Przypomnieć sobie "Legendę o cesarzu Kennedym" Leszka Kołakowskiego i to samo zrobić z "Moją III RP". Kołakowski opisał sympozjum historyków odbywające się w dalekiej przyszłości, wiele lat po wielkiej katastrofie. Z naszych czasów w ich rękach pozostało tylko osiem książek, w tym telefoniczna, oraz strzępy gazet. Na ich podstawie badacze z przyszłości tak opisali jednego z amerykańskich prezydentów: "Kennedy był cesarzem i rządził dwoma królestwami - USA i Stanami Zjednoczonymi".
Gdyby ktoś chciał opisać dzieje III RP na podstawie książki byłego prezydenta, uzyskałby podobny obraz: historia Polski po 1989 roku to wyłącznie walka Wałęsy z Jarosławem Kaczyńskim. Inne postaci to tylko drugi plan, statyści w tytanicznej walce dobra za złem. To właśnie diaboliczny Kaczyński i jego brat "przetapiają złoto na brzytwy".
Jarosław Kaczyński występuje w książce na 43 stronach, Lech 38. Inni wymieniani są znacznie rzadziej - papież dziesięć razy, Mazowiecki dziewięć, Tusk tylko raz. Kaczyńscy są głównymi bohaterami książki. Na tle ich działań Wałęsa przedstawia własne dzieje. Nawet największa wina Aleksandra Kwaśniewskiego, który zdaniem Wałęsy prezydenturę zdobył intrygą, polega na utorowaniu drogi do władzy strasznym bliźniakom. "Kwaśniewski nie zrealizował obietnic wyborczych. Kontynuował jedynie wytyczoną przez poprzednika linię, osiągał minimum, a Polska płaciła rachunki za taką nieudolność (...). Naród czuł się oszukany. A to już była woda na młyn populistów i demagogów, którzy z lubością ogłosili odejście III RP".
Do kogo Wałęsa adresuje książkę? Do wszystkich, którzy nie cierpią Kaczorów. Najbardziej do zwolenników Platformy. Ich kokietuje komplementami i wezwaniami do stanowczych działań, np., że PO "powinna mocno odpowiadać". Ale też chce podobać się chyba wszystkim. Najlepiej widać to na jednej ze stron ze zdjęciami. Na górnym Wałęsa klęczy w kaplicy Ostrobramskiej w Wilnie, co opatrzono podpisem "Bez wiary nie byłbym politykiem". A dolna fotografia to pamiątka z tegorocznej antypisowskiej konferencji na Uniwersytecie Warszawskim - z Aleksandrem Kwaśniewskim, Andrzejem Olechowskim, Andrzejem Zollem. W podpisie słowa o standardach demokracji.
Książka Wałęsy to prezent dla zwolennika, bo to manifest polityczny. Zwykły czytelnik będzie zawiedziony. W książce nie ma ani jednej anegdoty, których przecież nie brakowało w barwnym życiu Wałęsy.
Były prezydent chce wrócić do wielkiej polityki. Jego najnowsze dzieło "Moja III RP" to kolejne potwierdzenie tego zamiaru - pisze DZIENNIK. Wałęsa atakuje w swojej książce przeciwników (m.in. Jarosława Kaczyńskiego) i twierdzi, że Polska byłaby mlekiem i miodem płynąca, gdyby Polacy wybrali go na drugą kadencję.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama