Spotkanie z Kaczmarkiem w biało-czerwonym miasteczku - gdzie przed kancelarią premiera protestują zwolennicy LPR i Samoobrony - zaczęło się od uroczystego odśpiewania hymnu narodowego. Zaraz potem Kaczmarek ogłosił: "Nie jestem i nie byłem źródłem przecieku".

Kaczmarek nie chciał powiedzieć dziennikarzom, dlaczego kłamał na temat swojego spotkania z Ryszardem Krauzem. "Mógłbym dostać zarzuty za wpływanie na tok postępowania prokuratorskiego" - przekonywał. Jednak w innych kwestiach był rozmowniejszy.

"Zatrzymanie mojej osoby zostało zaskarżone. To zatrzymanie było niepotrzebne. Stawiałem się na każde wezwanie prokuratury. Zatrzymanie miało inny charakter. Następnego dnia Konrad Kornatowski miał zeznawać przed speckomisją. Miał tam mówić o nieprawidłowościach w ministerstwie sprawiedliwości. O wypaczeniach państwa prawa. O wykorzystaniu służb do politycznej walki, podsłuchiwania dziennikarzy, inwigilowania. Jestem tego jawnym przykładem. To o mnie pojawiły się różne informacje, które miały mnie uczynić osobą niewiarygodną. Zdyskredytować mnie. Że skoro składam fałszywe zeznania jestem niewiarygodny" - tłumaczył się Kaczmarek. Dodał też, że nie ma 100 tys. zł na kaucję za wyjście na wolność. A ma tylko 7 dni na zapłacenie tej kwoty.

Były szef MSWiA zaprzeczył, że z biznesmenem Ryszardem Krauze łączy go "układ biznesowy". "Jeżeli ja jestem w jakimś układzie, to do tego układu zaprosił mnie prezydent
Lech Kaczyński. Dopiero on zapoznał mnie z Ryszardem Krauze. To gdzie jest ten układ?" - mówił Kaczmarek. Informacje o tym, że - rzekomo - jego ojciec wziął od Krauzego 2 mln zł, za które Kaczmarek miał wybudować dom nazwał nieprawdziwymi.

Zaatakował też ministra sprawiedliwości. "Zbigniew Ziobro nawet w wywiadach dla prasy zaprzecza sam sobie. Mam nadzieję, że stanie kiedyś przed komisją śledczą. On nie chce, żeby ona powstała, bo taka komisja odsłoni ciemne kulisy rządzących" - powiedział. "Ja pewnych rzeczy jeszcze nie powiedziałem. Przyjdzie czas, gdy będę mógł mówić o tym przed sądem i komisją śledczą" - dodał.